czwartek, 30 maja 2013

Uwaga! Człowiek na diecie!

Spowiedź, człowieka na (nie)diecie.

Jakiś czas temu wspomniałam, że przechodzę na dietę: tu i tu. Nawet pamiętam, że zobowiązałam się, do zdawania cotygodniowego raportu. I wszystko diabli wzięli.




Do diety podeszłam 2 razy.

Pierwsze podejście trwało około miesiąca, było dla mnie bardziej takim przystosowaniem się do tego co mogę jeść, a czego nie, aczkolwiek starałam się jednak przestrzegać zasad. Nie trzymałam się absolutnie ślepo wytycznych z książki, ponieważ ani nie mam sokowirówki do przygotowywania porannych soków, ani nie jestem trawożerna mimo, że w większości faktycznie jadam jak królik. Dla krótkiego przypomnienia: dieta opierała się na porannym piciu soku  z pietruszki i aż do wieczora, kiedy to następowała KOLACJA, należało jeść tylko zieleninę. Próbowałam przez jakiś czas, ale niestety chyba ja i ta Pani mamy zdecydowanie inny profil, ponieważ ja w czasie pracy muszę myśleć i mieć energię żeby trzymać głowę w pionie, a sałata absolutnie mi tego nie zapewniała. Jedynym dodatkiem bardziej treściwym w ciągu dnia mógł być kawałek ryby bądź serek z kozy. Koza jest niejadalna, a bieganie w ciągu dnia w czasie pracy w poszukiwaniu ryby było nierealne. Zostawała więc zielenina na surowo.

Nie będę jednak ściemniać: grzeszyłam. Oj! Absolutnie nie codziennie, ale trzymać przez 3 dni dietę, aby 4 dnia wsunąć pizzę i wypić butelkę piwa ? Chwalebne to nie jest i na pewno nie pomaga, tym bardziej, że dieta dietą, ale ostatecznie chodziło o oczyszczanie. I jak tu podejść do tematu całościowo skoro nie potrafię wytrzymać kilka dni w "poprawnym jedzeniu".

Kolejnym bezsensem było to, że decydując się na taką dietę niestety trzeba zrezygnować z części produktów które do tej pory się stosowało i zastąpić je innymi, niestety w jakimś stopniu mniej popularnymi, przez co droższymi. Dieta łupie po portfelu a i tak nie jest trzymana, więc bezsensowne wyrzucanie pieniędzy. 

Oczywiście jakieś plusy tego wszystkiego są, bo jednak odżywiam się zdrowiej i bardziej zwracam uwagę na to co wrzucam na ruszt. Jem więcej ryb, zdecydowanie mniej słodyczy i węglowodanów, mniej nabiału z mleka krowiego. Jednak nadal to jeszcze przecież nie o to chodzi.

W czasie trwania mojej kampanii na rzecz Wielkiego Wewnętrznego Oczyszczenia nastąpiło dość mocne pogorszenie na głowie. I skóra zaczęła strajkować i włosy zaczęły lecieć. Niestety podejrzewam o to właśnie dietę. Nie dlatego, że sama w sobie jest zła, tylko dlatego, że źle do niej podeszłam. Zbyt restrykcyjne trzymanie diety  bez wprowadzenia elementów które mają oczyszczać organizm z toksyn powoduje pogorszenie stanu. Wiedziałam o tym, ale wydawało mi się, że jednak na tyle grzeszę, że nie można tego potraktować jako trzymanie dietę. Mój organizm jest ewidentnie innego zdania. Zresztą rozmawiałam o tym z kilkoma osobami i one również uważają, że samo zastąpienie niektórych produktów innymi jest już szokiem dla organizmu. Czy więc jestem aż tak zaśmiecona?

Drugie podejście trwało zaledwie tydzień. Postanowiłam, że będę się faktycznie trzymać się zasad i pod żadnych pozorem nie jeść produktów "spoza listy". Z dnia na dzień było mi coraz bardziej niedobrze, a w pewnym momencie już nie byłam w stanie jeść właściwie nic. Ponieważ od miesiąca byłam na Metformaxie, nie wiedziałam, czy to po nim mam taką reakcję czy po diecie. Ciągnięcie tego dalej nie miało sensu ponieważ kompletnie nie byłam w stanie funkcjonować, a nie do końca znałam przyczynę. Zakończyłam dietę i odstawiłam również Metformax. 

Od tygodnia jadam znowu prawie "wszystko", nie biorę Metformaxu i rozważam trzecie podejście do tematu, ale już bez asystentury tabletek. Chciałabym tym razem zrobić to poprawnie, ale chyba nie czuję się na siłach. Temat oczyszczania nadal jest dla mnie zbyt niejasny, tym bardziej, że tak naprawdę powinien odbywać się pod kontrolą lekarza. Dieta oczyszczająca powinna być dobrana do osoby, do tego jaki prowadzi tryb życia, jakiej jest budowy, ile waży itd, ale przede wszystkim do stopnia zaawansowania choroby. Padło słowo: lekarz. Wróćmy więc do początku.

Jak taka cnotka nie-wydymka, chciałabym, ale się boję. Zamiast chwycić byka za rogi to miotam się jak lew w klatce i nijak nic z tego nie wychodzi. Denerwuje mnie to, że:
  • nie lubię, nie umiem gotować i nie mam na to czasu. Wracając z pracy niestety, ale nie biegnę z wywieszonym ozorem, żeby rzucić się w gary. Tylko w dzień kiedy jestem w domu, a i wtedy nie zawsze, mogę sobie pozwolić na jakieś kucharzenie.
  • produkty są drogie. Mleko sojowe, chociaż one też jest dyskusyjne kosztuje 9zł, serek owczy powyżej 10zł a i to mało, serek z kozy jest niejadalny. Mięso powinno być "szlachetne" czyli nie kurczak na antybiotykach. To nie są tanie rzeczy. 
  • dieta jest jednym z elementów który już jakoś ogarniam, ale to nie wszystko. Pozostałe elementy które towarzyszą oczyszczaniu wymagają tego, żeby skupić na nich uwagę a ja ostatnimi czasy mam za dużo rzeczy na głowie i zwyczajnie nie ogarniam tej kuwety. 
A pro po mięsa szlachetnego;)
szlachetnie mięso - Pan Bizon
szlachetnie mięso - Pan Dzik
szlachetnie mięso - Pan Struś
...i Stefan. Ze Stefanem od razu odnaleźliśmy nić porozumienia. Oboje mamy krzywy zgryz:D Stefan chyba nie jest "mięsem szlachetnym", bo nadal bryka po swojej zagrodzie;)

Jeśli mam przejść na dietę potrzebuję pomocy. Sama tego nie zrobię, bo nie ogarnę. Na pomocnika wybrałam sobie Pana Andrzeja Janusa i jego "Nie daj się zjeść grzybom Candida". Oczywiście dieta Janusa nie jest inną dietą. Potrzebuję chyba męskiego ramienia a nie gderania kobiety która rozmawia ze swoją okrężnicą. Po prostu JEST MI POTRZEBNY KOPNIAK W TYŁEK.

wtorek, 28 maja 2013

Jedwab, czyli krótka historia o "lewitujących" włosach

Z uwagi na jesienną pogodę pomyślałam o napisaniu o czymś lekkim, neutralnym. O jedwabiu do włosów;)
Co jedwab do włosów ma wspólnego z ich wypadaniem? A no wbrew pozorom trochę ma. Kto ma niedużo włosów na pewno wie jak strasznie wyglądają one w momencie kiedy są naelektryzowane czy przesuszone. Te 5 włosów na krzyż rozchodzi się każdy w inną stronę w ten sposób tworząc prawdziwy obraz rozpaczy.

W zimie dla mnie to był dramat. Mimo, że włosy miałam w lepszej kondycji niż teraz, czapki , klimatyzacja, ciepłe dmuchawy sprawiały, że moje włosy dosłownie "lewitowały". Wiedziałam, że dziewczyny stosują na końcówki jedwab, ale ja niestety miałam raczej złe doświadczenia w tym temacie i jakoś nie traktowałam jedwabiu jako produkt który w tym problemie może realnie pomóc.

...było sobie życie

Moja koleżanka, tancerka, zawsze przed występem nakładała na włosy Biosilk. Włosy miała długie, ciemne i gęste. Biosilk sprawiał, że miała je nieziemsko nabłyszczone i wyglądała obłędnie. Pomyślałam, że właściwie, czemu nie, może i moje liche włosy nabiorą blasku za sprawą magii Biosliku. Jakież było moje zaskoczenie kiedy okazało się, że po nałożeniu moje włosy raz, że:

  • wyglądały dużo gorzej
  • jestem na niego uczulona!
Każde miejsce którego dotknęły moje włosy  prze potwornie swędziało! 


Uznałam, ze trzeba przetestować coś innego. Nabyłam więc Natura Silk by Marion. Było to na długo zanim trafiłam do blogosfery, więc przyznam się szczerze, że dopiero niedawno odkryłam, że to co leży od kilku lat (już nie, ponieważ wyrzuciłam) w moim pudełku to właśnie jedwab Marionu. Tutaj niestety nie pamiętam jaki był efekt:
  • na pewno nie byłam na niego uczulona
  • efektu na włosach nie pamiętam za bardzo, na pewno opakowanie wyrzuciłam pełne, więc musiał do końca mnie nie przekonać. Jednak teraz wiem, że z ciekawości bym go wypróbowała, tym bardziej, że cenę ma dość przystępną z tego co pamiętam (przynajmniej wtedy kupiłam go za jakieś grosze i w promocji, podobnie zresztą jak Biosilk)

Z takim oto doświadczeniem wyrzuciłam ze swojej świadomości jedwabie całkowicie, jako produkty nie dla mnie. Przyszła zima i jak wspomniałam zaczęło robić się mało ciekawie. I tutaj pospieszyła mi z pomocą Narja polecają mi jedwab z Biovaxu. Nie nastawiałam się na cuda, ale o dziwo produkt zrobił to, czego od niego oczekiwałam, czyli pozwolił przetrwać zimę! Moje włosy nie wyglądają dzięki niemu ładniej, nie są nabłyszczone (tylko w momencie nałożenia), ale nie elektryzują się tak bardzo i mimo, że zima już minęła nakładam go nadal, ponieważ moje włosy stale wyglądają jak na zdjęciu poniżej.


Oczywiście nie nakładam go na same końcówki, bo to byłoby w moim przypadku pozbawione sensu, tylko od ucha w dół, dopiero wtedy zdaje to egzamin.

Jakiś czas temu dla urozmaicenia kupiłam Biovax Serum wzmacniające A+E. Jestem ciekawa czy tylko ja zastanawiałam się nad tym, co różni te dwa produkty oprócz kolorystyki opakowania? Niewiele, ale różni, mimo, że jedno to serum a drugie to jedwab, ja traktowałam je z takim samym przeznaczeniem:

  • okazało się, że dla moich lichych włosów lepsze jest serum, ponieważ mniej obciąża włosy i w mniejszym stopniu je skleja, czyli robi z nich strąki, albo jak kto woli, stonki;) Zapewne osoby o bujnej czuprynie nawet nie wiedzą o czym piszę i myślą, że nakładam tego nie wiadomo ile. Nie jest tak. Jak to mawiają lekarze: "taka Pani uroda".
  • to nie argument, ale serum ładniej pachnie
  • jedwab łatwiej zmyć z rąk, niż serum
  • albo ja tak trafiam, albo jedwab zazwyczaj jest tańszy niż serum

P.S. W ciągu miesiąca wypadło mi tyle włosów, że teraz mam połowę tego co na zdjęciu powyżej:(

czwartek, 23 maja 2013

Pogorszenie


Też zauważyliście, że jest jakiś gorszy okres dla włosów? Ja tak patrząc po blogach zauważam, że coraz więcej jest osób które mają kryzys. Oczywiście mówię o problemach typu wypadanie włosów czy problemy skórne a nie rozdwojone końcówki. 

Jakiś miesiąc temu niestety moja skóra i włosy zaczęły przechodzić spory kryzys. Skóra była mocno przesuszona, do tego stopnia, że pojawił się na niej łupież suchy. Teraz już stan jest w miarę opanowany, ale niewiele trzeba, żeby był nawrót. Włosy też lecą, niestety nie tylko długie, ale też krótkie. Właściwie od października nie miałam takiej sytuacji, żebym włosy znajdowała na poduszce czy na podłodze. Teraz jest ich naprawdę sporo. Na łóżku mam białą narzutę i niestety cały czas widzę na niej swoje kłaki. Jest to dla mnie nie ukrawam załamujący widok. Jak przeczeszę ręką włosy wyciągam zawsze kilka sztuk. O myciu i czesaniu już nie wspominam. Wczoraj miałam taki dzień, że nie wytrzymałam i się rozryczałam. Wydawało mi się, że jestem w stanie już trochę nad tym panować, jednak nie. Rycząca baba z nadwyżką androgenów , na co dzień ze skłonnością do agresji. Dzisiaj prawie pożarłam jednego faceta w pracy, bo wyskoczył na mnie. Nie wiem, myślał chyba, że trafił na Sierotkę Marysię. A tu ZONK. No i taka bab ryczy. 

Jakby jeszcze tego było mało, wsiadam dzisiaj do windy i proszę:


Co zabawne w trakcie pisania postu przeczytałam wpis Łojotokowej Głowy która tego dnia też miała kryzys (buziak Kochana :*). Także ewidentnie jakiś zły dzień był wczoraj.

Skąd u mnie pogorszenie?:
  • czas...to jest zły czas dla moich włosów. Niestety co roku mam taka samą sytuację.
  • Loxon stosuję dużo rzadziej. Do tej pory nakładałam go raz na 2 dni na przemian z wcierką pobudzającą mieszki włosowe, a od marca właściwie stosuję tylko Loxon i to bardzo rzadko
  • odstawiłam w styczniu suplementy, luty był ostatnim miesiącem kiedy piłam oleje, a od dwóch miesięcy(+/-) nie biorę tez żadnych innych suplementów typu cynk, selen czy biofer które również przyjmowałam. Czyli moja apteczka została pusta.
Najwidoczniej taka posucha się nie spodobała:( Dlatego powoli zaczynam wprowadzać dodatkowe wspomagacze:
  • Loxon codziennie (1X1)
  • Balsam z pijawkami (pisała o nich u siebie na blogu Eve)
  • Olej z dyni
  • resztę kompletuję:)
tak wiem, niektórzy powiedzą, że to nie wiele, ale mała poprawka dla tych którzy tu nie bywają:
  • mam krótkie włosy
  • włosy nie odrastają mi
  • mam androgenówkę, przy niej 40 włosów to jak 400, a nie mówiąc już o tym jaki leci 100ka
lasek brzozowy, niestety 


I żeby nie było tak całkiem smutno;) powód dla którego bardzo długo omijałam przymierzalnie (i chyba znowu zacznę). Zdjęcie zatytułowałam "blik". Zdjęcia w przymierzalni zawsze uznawałam za strasznie zabawne:D 



środa, 22 maja 2013

Peeling z kawy i miodu (na skalp)

Kilka miesięcy temu w miarę regularnie stosowałam płukankę z kawy. Już wtedy obił mi się o uszy również peeling z jej użyciem. Bałam się jednak, że będzie zdecydowanie zbyt ostry dla mojej skóry, dlatego stosowałam cukrowy. Ponieważ jednak stale szukam czegoś nowego, lepszego, pomyślałam, że spróbuję...i tak oto znalazłam chyba mój ulubiony sposób na oczyszczanie skalpu.

Wykonanie peelingu jest bardzo proste.

Peeling z kawy i miodu:
  • zaparzamy 2 łyżeczki kawy
  • przelewamy zaparzoną kawę np. przez filtr, tak aby zostały same fusy
  • do kawy dodajemy łyżeczkę miodu
(miód może uczulać, więc jeśli nie jesteście pewni jak działa na waszą skórę, lepiej zrobić próbę uczuleniową)


Dlaczego miód?
  • regeneruje skórę
  • odżywia ją
  • jest antyseptykiem
  • ma działanie przeciwzapalne
  • nawilża i pomaga utrzymać wilgoć skórze
Stosowanie:
  • ponieważ  kawa jest dość ostra, peeling należy wykonywać bardzo delikatnie.
  • podczas peelingowania niestety leci zdecydowanie więcej włosów i trzeba się z tym faktem liczyć, dlatego tez lepiej wykonać go na już umytej skórze (np. po pierwszym myciu)
  • myślę, że częstotliwość raz na tydzień w zupełności wystarczy
Efekty:
  • nie wiem jak taki peeling sprawdzi się u osób bez ŁZS, nie wiem nawet czy osoby ze zdrową skórą powinny wykonywać taki peeling, ponieważ jak wspomniałam mocno oczyszcza
  • absolutnie nie jest tak, że skóra mi się przetłuszcza po takim peelingu wolniej, wręcz przeciwnie, następnego dnia skóra jest szybciej przetłuszczona (gruczoły nadrabiają?)
  • następnego dnia po peelingu mam na skórze "kuleczki " łoju
  • już wspomniałam: podczas wykonywania peelingu wypada sporo włosów
Dlaczego stosuję?
  • na co dzień używam delikatnych szamponów i dla mojej skóry jest to bardzo dobre, ale z każdym kolejnym dniem zaczyna się tworzyć na niej warstwa łoju (łupież tłusty). Peeling jest dla mnie substytutem Polytaru który oczyszczał skórę w sposób kapitalny (z ciekawostek po Polytarze miałam dokładnie takie same efekty jak po peelingu, chociaż po Polytarze czuć było mocniej to oczyszczenie, które wynikało w dużej mierze zapewne z faktu, że piana oczyszczała również włosy) 
  • skórę trzeba oczyszczać przy ŁZS, żeby nie powstał stan zapalny. Tak naprawdę każdą skórę powinno się systematycznie raz na jakiś czas oczyszczać. W przypadku ŁZS jest to konieczne!
  • od momentu kiedy stosuję delikatne szampony na co dzień i raz na kilka dni peeling albo mocniejszy szampon moja skóra nie jest tak zaklajstrowana.
Kiedyś słyszałam teorię, że przy ŁZS nie powinno się wykonywać peelingów mechanicznych tylko enzymatyczne. Niestety nie miałam możliwości wykonania takiego peelingu ponieważ te które kojarzę są bardzo drogie i wykonuj się je w gabinetach trychologicznych.
Zanim spróbowałam oczyszczania skóry poprzez peelingi stosowałam szampony mikro-złuszczające, ale ich działanie jest słabsze.

czwartek, 16 maja 2013

Noc Muzeów

Moc muzeów:)  Tym którzy nie pamiętają:  najbliższa sobota, 18 maja. 
Ja jak co roku zawsze ocknę się za późno i panika 110, że nie zaopatrzyłam się wcześniej w program, a u mnie niestety czytanie i planowanie "na monitorze" rzadko zdaje egzamin i najczęściej idę na żywioł:) W tym roku oczywiście też zapomniałam, że to właśnie TA sobota. Wracając dzisiaj z pracy koło Muzeum Współczesnego rzuciła mi się w oczy grupka ludzi stojąca przed wejściem. Zaciekawiona czy przypadkiem nie ma jakiegoś wernisaży zatrzymałam się. I bach! Widzę bilbord: Noc Muzeów! I w tym momencie przypomniałam sobie: program! 
Dumnie oznajmiam, że mam:)

środa, 15 maja 2013

Ginekolog /part3/

Post z cyklu: lekarze.

Poznać przyczynę to połowa sukcesu. Kto się z tym nie zgodzi? A jeśli co głowa to inna diagnoza? 
Ostatnie kilka miesięcy miałam bardzo bogate w kontakty z lekarzami, więc powinnam być zaprawiona w boju,  jednak za każdym razem jak staję z nimi twarzą w twarz dopada mnie to samo zaćmienie umysłu. Niby wiem o co chcę zapytać, a jednak jak przyjdzie co do czego to zapominam języka w gębie. Nie to, że się stresuję. Stresowałabym się, gdybym uważała ich za kompetentnych, a tak nie jest. Już tak nie jest. Mimo to, wychodzę z wizyty szczęśliwa, że spełniłam swój obywatelski obowiązek, a po jakimś czasie dociera do mnie, że właściwie nadal nic nie wiem. Im więcej wizyt za mną tym wprost proporcjonalnie szybciej sobie uświadamiam tą straszną prawdę.

Krótkie streszczenie:

Ginekolog
Mój ginekolog na podstawie wyników hormonów z wymalowanym zdziwieniem na twarzy(bo przecież nic mi nie jest) obwieścił: PCOS. Dopiero po kilku dniach, jak zgłębiłam temat zaczęłam się zastanawiać nad tym, że skoro mam PCOS, a on to wywnioskował na podstawie TYLKO moich wyników, to co na to moje jajniki? Wizytuję u niego już kilka lat i ani razu nawet nie zająknął się, że coś z nimi może być nie tak. Więc...co z nimi?

Endokrynolog
To bardzo dobre pytanie, które nie tylko zadałam je sama sobie, ale zadała mi je endokrynolog do której poszłam w następnej kolejności. Uzbrojona w wyniki badań z ostatnich 5ciu lat przepuściłam atak na jej gabinet. Diagnoza taka sama na podstawie tych samych badań. Zlecona krzywa insulinowa, która zdaniem Pani endo, wyszła negatywnie, więc insulinooporności nie mam. Zleciła mi leczenie Dianą przez kilka miesięcy. Nie podjęłam tego tematu. Nie zadałam jednak ważnego pytania: PCOS, możliwe z czystymi jajnikami? Co da leczenie Dianą przez 3 miesiące? Co dalej? Po 3 miesiącach cudownie wyzdrowieję? 

Endokrynolog 2
Wybrałam się do kolejnego endokrynologa. Znowu te same wyniki badań. Diagnoza: insulinooporność. A co z moim PCOS? Dowiedziałam się, że lepiej uważać to za insulinooporność. Ok, ale co z moim PCOS? To mam, czy nie mam? Dostałam zalecenie trzymania diety, metformax  i antyki na 4 miesiące. I dlaczego na podstawie tych samych wyników badań tym razem mam insulinoopornośc? 
Ozdrowieje i to rzecz pewna, ale nie wiadomo czy moje włosy ozdrowieją, bo nie ma pewności czy to je wykańcza moje domniemane PCOS/insulinooporność/zwał jak zwał, diabeł w kwiatach? Stwierdziłam, że to moment podjęcia jakiejś decyzji. Przeszłam na dietę, którą trzymam w mniejszym lub większym stopniu, biorę metformax i jestem na tabsach

Ginekolog
Ale, ale...miałam po endokrynologu skontaktować się z ginekologiem. Zadzwoniłam do niego w zeszłym tygodniu i opowiedziałam w skrócie wizytę u endo jednego i drugiego. Na co on: Dianą to już się nie leczy, on nigdy jej nie wypisał, insulinooporności nie mam jego zdaniem, antyki tak mam łykać, może zmienimy za jakiś czas na inne i trzeba będzie je brać. Mam wpaść do niego za jakiś miesiąc.

...a włosy zaczęły mi lecieć:( Już nie jest to 20 włosów dziennie. Przy myciu wychodzi 50, a w ciągu dnia wyciągam garść. 100 jak nic. 

                                    ********************************************************

Ostatnio zastanowiłam się nad jedną kwestią, to bardzo ważna kwestia która daje mocno do myślenia.
6 lat temu brałam antyki, przez pół roku. Po pół roku od odstawienia zaczęły mi mocno lecieć włosy (wcześniej też leciały, ale nie w takich ilościach) i ŁZS zagościło na mojej głowie. Szukając wtedy informacji wywnioskowałam, że to nie wypadanie z odstawienia tebletek, bo za długi odstęp czasu. Endokrynolog wysnuła wręcz teorię, że te tabletki spowolniły rozwój mojego PCOS, dlatego w późniejszych wynikach badań mam wszystkie hormony w normie. A jeśli wcale tak nie było? Może one nie zahamowały czegoś (już nie mówię o PCOS, bo dla mnie ono nadal jest tylko w teorii), a coś wywołały?

czwartek, 9 maja 2013

Lato - najgorszy czas dla włosów

Macie porę roku podczas której wasze włosy są w najgorszym stanie? U mnie zdecydowanie taką porą roku jest lato, a dokładniej czas kiedy temperatura w cieniu zaczyna przekraczać 25 stopni. Ja i moja głowa po prostu się gotujemy. Mam wrażenie, że mam kompletnie wyłączone myślenie, kręci mi się w głowie, mam migrenę i... modlę się o deszcz. W taką pogodę nie wychodzę na zewnątrz przed 19stą. Po prostu nie jestem w stanie. Nie raz zdarzało mi się zostawać w pracy dłużej tylko dlatego, żeby nie jechać w słońcu do domu. Od zeszłego roku tą trasę pokonuję najczęściej na rowerze i przyznam szczerze, że to niebo a ziemia w porównaniu z komunikacją miejską latem. Jeśli ktoś się porusza takową, to wie co mam na myśli;)

Włosy:
-W nocy przyklejają się do mnie. Nie związuję włosów na noc, bo i tak musiałabym to zrobić bardzo delikatnie a z moją ilością włosów frotka zsunęłaby się po 5 minutach. Rano budzę się ugotowana, obklejona mokrymi włosami, które mimo że myte wieczorem już wyglądają mało ciekawie.
- w ciągu dnia nie jestem w stanie funkcjonować z nimi w postaci rozpuszczonej. Mam wrażenie, że mnie duszą. Leje mi się po plecach, mam mokry kark i mokre włosy, które już po kilku godzinach nadają się do mycia. Są wszędzie: na moje twarzy, na szyi, na plecach, na dekolcie...czuję się jak zaplątana w wodorosty.  Na dodatek wyłażą w potwornych ilościach. Ten stan niestety nie trwa za krótko, bo najczęściej do wrześnie! Dopiero koło października widać poprawę. Mało tego, mimo czapek, ogrzewania i innych negatywnych czynników występujących w zimie, włosy mam wtedy w zdecydowanie lepszym stanie niż w lato. Zaznaczam, że w lato chodzę z nakryciem głowy i nigdy w słońcu. 

W lato mam zawsze przygotowane:
-wentylatorek, butelkę wody (bez wody nie wychodzę z domu), spory zapas  frotek, okulary przeciwsłoneczne i czapkę z daszkiem, krem z filtrem i to mocnym (na buziaka i na ciało, zawsze jeżdżą ze mną).
-na wypadanie włosów nie mam pomysłu w tym letnim okresie. Związuje je na dzień rozciągniętą frotką. Gorzej w pracy, bo to raczej kiepski look, ale na szczęście moja praca nie wymaga stałej obecności osób trzecich. No z wyjątkiem mojej szefowej, ale ona mój total look rozumie;) 
-spory dramat jest niestety w nocy. Już zaczęłam znajdować włosy na poduszce, a od października był spokój.


P.S. Musiałam zablokować dodawanie komentarzy przez osoby niezarejestrowane  Wiem, że nie tylko mnie dopadła plaga spamu. Długo wytrzymałam, ale jak pewnego dna w ciągu 5-ciu minut dostałam 20 komentarzy, każda spam, to nerwy mi puściły. Anonimki wybaczcie. Zawsze jeśli jest potrzeba możecie pisać do mnie na maila. 

poniedziałek, 6 maja 2013

Facelle

Mimo, że mój skalp nie przepada za eksperymentami czasami jednak lubię przetestować na nim coś nowego, po cichu licząc, że odnajdę dla niego coś jeszcze lepszego. Tak było i tym razem. Na pewno każda z was słyszała o Facelle stosowanym również jako szampon. Jak już nie raz wspomniałam składniki to dla mnie czarna magia, w dużej mierze opieram się na wiedzy innych i na reakcji mojego czerepu. To najlepszy barometr, a dodatkowo Facelle ma większość opinii dobrych.

Miałam kilka podejść do tego szamponu. Niestety za każdym razem efekt był taki sam:

  • mocno przesuszona skóra
  • zwiększone wypadanie włosów

Pomyślałam, trudno. 
Podobną sytuację miałam z Sanosanem, który również  w teorii powinien być delikatny, a miałam po nim zwiększone wypadanie włosów i przesusz na skórze. Oba myjadła postanowiłam zużyć bardziej w zgodzie z ich przeznaczeniem. Sanosan został mydłem do rąk a Facelle tym czym być powinno. Powiem tak, w szczegóły wchodzić nie będę...nie przypominam sobie, żebym w mojej karierze miała takie problemy jakie mi zafundował ten żel. Nigdy by mi do głowy nie przyszło, że cokolwiek do mycia tych partii ciala może coś takiego spowodować. Nie będzie szczegółów, ale jeśli stosujecie i nagle pojawią się u was objawy których wcześniej nie miałyście, to nie szukajcie daleko, winowajce stoi na wannie! Ostatecznie niestety również został mydłem do rąk i żelem do golenia. Na szczęście moje nogi są bardzie odporne;)