czwartek, 20 lutego 2014

Badania - powtórka z rozrywki

Zrobiłam to. Zostawiłam kupę kasy w rejestracji i poszłam się kłuć. Część wyników odebrałam, na część muszę poczekać 2 tygodnie. Ale to co już otrzymałam lekko mnie zaskoczyło. Nie wiem czy wynika to z tego, że nie wszystko jest mi wiadome i oczywiste, czy po prostu jakieś czary mary: moje wyniki które rok temu były poza normami, teraz są zupełnie ok. Tym razem nie badałam wszystkiego, tylko to co wtedy było wątpliwe: LH. FSH, estradiol, androstendion i dorzuciłam testosteron wolny, ponieważ do tej pory go nie sprawdzałam. Jestem ciekawa, czy to tabletki wpłynęły na aktualny wynik? A to, że od odstawienia minęło już pół roku? I czy miała na to wpływ wierzbownica? Dużo pytań, odpowiedzi brak. 
Za 2 tygodnie poznam resztę. Jeśli wszystko jest ok to znaczy, że moja teoria z telogenem hormonozależnym upadła. 

Ale, to nie koniec. Znalazłam miejsce gdzie badają pod kątem nużeńca. Nie mam jeszcze pojęcia ile ta przyjemność kosztuje, ale wiem już, że nie muszę się do badania przygotowywać przez kilka dni. Wystarczy doba bez chemii. Z buzią jakoś bym dała radę, ale nie wyobrażam sobie np. nie umyć przez 3 dni głowy. A właśnie takie pogłoski słyszałam: 3 dni bez mycia. Dramat. Wydrapałabym sobie chyba dziurę do mózgu. Już dzisiaj w nocy miałam akcję, bo zasnęłam strasznie szybko i bez mycia głowy. Co mnie obudziło w nocy? Swędzenie czaszki. Swoją drogą z tym nużeńcem to jest dosyć ciekawa sprawa, bo jak tak poszperać, to się okazuje, że wcale to nie jest coś rzadkiego i niespotykanego. Wręcz przeciwnie. Na szczęście, nie każdy odczuwa tak mocno skutki bytowania tych paskud. 

I to tyle. Reszta bez zmian. Odpływ nadal zatkany:/

środa, 12 lutego 2014

Czas

Wczoraj się zorientowałam, że ostatni post napisałam miesiąc temu. Naprawdę nie wiem kiedy ten czas przeleciał? Czas z mocno napiętym grafikiem. Podziwiam blogerki które potrafią pogodzić prace zawodową, z życiem rodzinnym i jeszcze mieć czas na codzienne dodawanie postów. Ba! I to nie byle jakich, ale dopracowanych, pełnych ładnie wykonanych i obrobionych zdjęć. Szacun.  Ale ja się nie uważam za blogerkę, więc rozumiem, że mi wszystkie grzechy są wybaczone;)

A co u Ciebie, a co u mnie? 
No u mnie od jakiegoś miesiąca mocne pogorszenie. Stan fatalny wręcz. W pierwszych dniach się załamałam. Raz na jakiś czas niestety zdarza mi się. Wtedy zawsze gorączkowo szukam magicznego leku, wspaniałego lekarza itd. Tym razem po kilku dniach paniki uznałam, że to do niczego dobrego mnie nie doprowadzi, a że jak wspomniałam, czasu zero, więc uznałam, że będę udawała, że problem nie istnieje. Trochę to trudne, nie da się ukryć, tym bardziej, że w takim tempie linienia to efekt spustoszenie jest widoczny z dnia na dzień, ale właśnie brak czasu mi skutecznie w tym pomagał. Proste. Mniej czasu na myślenie. Minus taki, że też mniej czasu na odpoczynek, porządne jedzenie. Wiemy jak to wygląda;) Ale o dziwo udało mi mocno wyeliminować z diety gluten i cukier. Nabiał wyrzuciłam już jakiś czas temu i na szczęście mnie nie ciągnie. Tydzień temu jakiś czort zaczął mi złe rzeczy szeptać na ucho i w efekcie końcowym na stole wylądowała pizza, chipsy, piwo itd. Jedząc te wszystko raz na jakiś czas, ok, ale takim rzutem na taśmę  po prawie miesięcznej abstynencji, można się spodziewać nieciekawego efektu. Kto ma ŁZS wie już o czym mówię. A naprawdę był spokój przynajmniej w tym temacie. Dieta ważna rzecz:) Kochajcie zielone i nie jedzcie pizzy pepperoni codziennie;)

Dla kłaków chciałam kupić Spectral (polecam post Anity). Kosztuje dużo monet, ale ma też dużo pozytywnych opinii. Nie mogłam się zdecydować który wybrać (Spectral ma kilka produktów o różnym składzie), nie miałam czasu szukać i czytać. Pewnie wystarczyłoby pół godzinny. Nie znalazłam nawet tyle, wiec będąc w SF złapałam do koszyka coś co kiedyś bardzo mi pomogło, ale co niestety również mocno uszczupla budżet: Ducrey Neoptide. Czy pomoże? Oby. Ostatnio zadziałał po 1,5 miesiąca. Polewam głowę już 3 tygodnie. Na razie efektu zero. Ale tak myślę, że jak nie pomoże to wrócę jednak do Loxonu.

O pogorszenie podejrzewam jedną rzecz, aczkolwiek nie wiem czy słusznie. Do stycznia piłam wierzbownicę. Przestałam, bo uznałam, że właściwie w sumie skoro nie pomaga, to po co mam ją w siebie wlewać. No ale jednak różnica 70 włosów dziennie a 200 jest znaczna, więc wniosek z tego, że jednak COŚ robiła.
W momencie kiedy zaczęły mi włosy lecieć ostawiłam ampułki Seboradinu. Skoro włosy mimo ich stosowania lecą... Niestety piękne maluchy które dzięki nim wyhodowałam poszły w odpływ. Życie.

I tak na zakończenie...
Można zapomnieć o problemie. Przynajmniej częściowo. Jak ma się inne rzeczy na głowie, które też są ważne, to jakoś to wszystko się trochę rozkłada. Ale tak naprawdę to nie chodzi o to, żeby udawać, że problem nie istnieje, tylko nie myśleć o nim 24h. Nie jest to łatwe, zwłaszcza w czasie kryzysu. Znalezienie sobie czegoś co trochę odciąży nasz umysł od ciągłego myślenia, jest dobre. Odkryłam niedawno. Polecam:) Oczywiście wypadania włosów nie zatrzyma, ale jest spokojniej:)