Brać czy nie brać?
(ten post nie jest o doustnej antykoncepcji hormonalnej jako metodzie zapobiegania ciąży, ale o sposobie walki z łysieniem)
Ideologicznie jestem przeciwnikiem doustnej antykoncepcji hormonalnej. W dużej mierze dlatego, że to ją obwiniam za aktualny stan rzeczy. Może gdyby nie ona mimo że, stosowana bardzo krótko, nie miałabym ŁZS i nie straciłabym większości włosów w zaledwie kilka miesięcy. Mimo to, kiedy rok temu rozpoczęłam swoją "wędrówkę" po endokrynologach, brałam pod uwagę, że lekarze mogą mi przepisać tabsy. I oczywiście tak się stało. Jeden endokrynolog zlecił mi Dianę drugi Yaz.
Diana: wydawało mi się, że to jednak za ciężki kaliber. Jakoś nie umiałam sobie wyobrazić co by się mogło stać gdybym ją odstawiła. Yaz wydawał mi się dużo bezpieczniejszy. Uznałam, że spróbuję.
Brałam od maja do września włącznie, czyli 5 opakowań. W tym czasie stosowałam nadal Loxon. Poprawił się stan mojej skóry, zmniejszył łojotok. Co prawda włosy nadal musiałam myć często, ale właściwie cały czas czułam dziwne przesuszenie skóry. Ilość wypadających włosów pozostawała bez zmian. O tym wszystkim już kiedyś pisałam. Natomiast do tego o czym chcę napisać teraz zainspirowały mnie 3 osoby. Pomyślałam, że dla kogoś może to być ważne i w czymś może pomóc, ponieważ wbrew pozorom nie tak łatwo trafić na takie informacje i zebrać je w jedną całość.
Dlaczego odstawiłam tabletki?
Powód nie miał nic wspólnego z włosami. Zaczęłam już w czerwcu odczuwać różne inne dolegliwości. Początkowo nie przypisywałam ich tabletkom, ale z biegiem czasu zaczęło ich pojawiać się coraz więcej i ostatecznie ginekolog uznał, że powinnam je odstawić:
- migreny (migreny mam dosyć często, jednak zaczęły pojawiać się mimo wszystko z większą częstotliwością)
- ból w łydkach
- ból w stopach (dosyć dziwne uczucie pojawiające się podczas chodzenia)
- zmęczenie (mogłam spać po 12h i nadal byłam śpiąca. Dziwna prawidłowość:o godzinie 14-15 właściwie już spałam, nie nadawałam się do niczego)
- bezsenność (przeszłam w nią płynnie, nagle)
- duszności (to mnie zaniepokoiło najbardziej)
po odstawieniu wszystkie dolegliwości minęły bardzo szybko co było tylko potwierdzeniem tego, że to jednak tabletki je wywołały.
Po odstawieniu:
- ŁZS, powrót
- przetłuszczanie się skóry i włosów większe niż przed braniem tabletek ( z tym nadal walczę)
- wzmożone wypadanie włosów
- dodatkowe owłosienie na ciele którego wcześniej nie było, a dokładniej wąsik
I tak naprawdę ten wąsik wszystko zapoczątkował. Nie wiedziałam skąd się wziął. Po odstawieniu tabletek zaczęłam pić wierzbownice, ale nie bardzo widziałam związek pomiędzy nią a wąsem, więc wszystko wskazywało jednak na tabletki. Niedawno trafiłam na wpis pewnej dziewczyny która ma bardzo podobny profil hormonalny jak ja, czyli niski estradiol, lekko podwyższony androstendion, lekko podwyższony testosteron (u mnie w normie). Pozostałe hormony również podobne. Dziewczyna stosowała kiedyś Yaz i zaobserwowała u siebie dokładnie to samo co ja, czyli również dodatkowe owłosienie. Czyli winowajcę już znam. Na szczęście wyrwanie kilku większych towarzyszy sprawiło, że cień pod nosem jest mniejszy. Minęło od tego czasu kilka tygodni, nie odrosły. Wierzę, że tak zostanie.
Już kilkukrotnie natknęłam się na opinię, że jeśli ktoś ma nierównowagę hormonalną to tabletki wcale nie pomogą. Nie wiem czy to prawda, ale patrząc po sobie mogę tylko powiedzieć, że jest gorzej niż zanim zaczęłam je brać. Od razu zaznaczam, że tabletki miałam zlecone przez endokrynologa na 4 miesiące, więc to że je odstawiłam, mimo wszystko było czasowo w zgodzie z jego zaleceniem.
Ale to nie koniec historii. Dziewczyna dostała od lekarza zestaw kolejnych tabletek które miały obniżyć androgeny. Efekt był jeszcze gorszy. Osoba która udzielała jej odpowiedzi, zasugerowała, że może to androgeny zostały zbite za mocno stąd taki efekt (podobno testosteron spadł do granicy normy, andorstendion ani drgnął). Natomiast w tym momencie chcę przytoczyć to co napisała w komentarzach Eve: że lepiej się czuje jak jej wyniki są trochę powyżej normy niż jak są za mocno zbite. Nie wiem co może być przyczyną takiego pogorszenia u tamtej dziewczyny, skoro tabletki tak naprawdę wiele nie zmieniły.
Lekarz powiedział jej, że stosunek jej hormonów jest prawidłowy.
Natomiast ostatnio przypomniało mi się to co napisał do mnie jedna z was kiedyś na maila (Justynko kochana, pozdrawiam:*). Jest to opinia endokrynologa Justyny na jej poziom hormonów (mamy z Justyną podobnie podniesiony androstendion. Zdaniem jej lekarza, przy łysieniu androgenowym wyniki są albo w normie, albo mocno podwyższone. Ok, wiemy jak to brzmi, ale mój ginekolog też powiedział mi właściwie to samo, że na androgenowe moje wyniki są za mało podniesione.
Powróćmy do pytania z tytułu: brać czy nie brać? Ja coraz bardziej dochodzę do wniosku, że przy tak niewiele podniesionych androgenach ( u mnie tylko trochę przekraczają normę), zbijanie ich nic nie da. Że to nie ich wartość, a jednak uwrażliwienie na nie, ma znaczącą rolę. Oczywiście to moje wnioski, ale może macie inne doświadczenia. Jestem bardzo ciekawa waszej opinii w tym temacie.
P.S. Mam nadzieję, że nie wyszedł mi jakiś straszny chaos. Ja jak zwykle w przelocie przy komputerze. Zaraz uciekam do domu na pierogi, bo oczywiście od jutra dieta, więc muszę się najeść na zapas;) Na dietę przechodzę w każdy poniedziałek:)