sobota, 30 sierpnia 2014

Detoks cukrowy - czas start!

Piękną mamy jesień, prawda? ;) Też czujecie niedosyt lata? Wysokie temperatury to zdecydowanie nie moje klimaty, ale temperatura poniżej 10 stopniu o poranku kojarzy mi się raczej z listopadem niż z sierpniem. Ale co tam będziemy o pogodzie, każdy widzi co jest za oknem:) U mnie właśnie leje (dlaczego nikt mnie nie ostrzegł!), a ja wyszłam w białych trampkach. Plan, żeby drogę powrotną pokonać z buta. Dobrze, że chociaż nie wieje, nie będę musiała walczyć z parasolką. Wrrr...

Zastanawiałam się kiedy o tym napisać publicznie, ponieważ ostatnio każda moje taka deklaracja, która ma mnie motywować kończy się fiaskiem i jest mi wtedy strasznie wstyd. Tym razem wydaje mi się, że poszłam o krok do przodu i będę bardziej konsekwentna. Już mówię w czym rzecz: niedawno moja znajoma znalazła informację na blogu cookitlean o akcji: detoks cukrowy. Ponieważ w kupie raźniej, ja uzależniona od słodyczy osoba, postanowiłam podjąć wyzwanie! Założyłam sobie tylko, że nic na siłę, ważne żeby jak najwięcej cukru wypadło z mojej diety, ale nie po trupach do celu. Niektórzy z Was już wiedzą, że mam mało ustabilizowany tryb życia, a nie chciałam żeby detoks skończył się głodówką tylko dlatego, że nie mam czasu, żeby coś samej sobie ugotować i muszę zjeść coś na mieście. Moim założeniem było, czy też jest, bo akcja nadal trwa, ograniczenie na ile jest to możliwe cukru w diecie. O dziwo, poszło mi lepiej niż zakładałam. Jestem z siebie dumna! Włączyło mi się coś co od dłuższego czasu było w uśpieniu: determinacja. 
Pierwszy dzień był najcięższy. Żeby wzmocnić efekt, koleżankom z pracy przyniosłam po paczce swoich ulubionych słodyczy. Patrzyłam jak jedzą i przełykałam ślinę. Wytrwałam i wiedziałam, że teraz będzie łatwiej. 

Detoks rozpoczęłam w poniedziałek. Nie głoduję, do słodkiego nawet mnie nie ciągnie, natomiast strasznie mi brakuje owoców! Jestem absolutnie owocożerna i jak się okazało to właśnie jabłka czy banana, bardziej mi brakuje od batonów! 

Jedzeniowo nie powiem, że nie popełniam błędów, bo a i owszem. Momentami nie wiem, czy to co właśnie mam na talerzu jest hot or not? Nie zaglądam do listy przed każdym posiłkiem  i dlatego niektóre rzeczy wyłapuję, że są czerwone jak już je zjem, ale zawsze są to rzeczy nieprzetworzone, np.jak wczoraj kolba kukurydzy. Wszystko co przetworzone i ma w składzie cukier faktycznie realnie wyleciało. I to mnie tak samo cieszy jak to, że wyleciały batony. Też nie myślcie, że podstawą mojej diety były czekoladki, ale gdzieś tam jednak codziennie coś wpadało. I tak w porównaniu z tym co było rok temu to jest niebo a ziemia! Znam swoje możliwości. Paradoksalnie, do czasów studenckich słodyczy nie jadłam prawie wcale. Im bardziej wstecz tym cukru w mojej diecie było mniej.

Co jest podstawą detoksu, odsyłam oczywiście do linku. Mnie proszę o to nie pytajcie, bo mogę wprowadzić w błąd, tym bardziej, że ze mnie jest piesek francuski i niektórych rzeczy po prostu nie jem z założenia, bo nie, bo mi śmierdzi, bo coś tam. Natomiast niektórych rzeczy jak nabiał, nie jem praktycznie wcale, więc jedne punkt z listy wypada prawie całkowicie. Za rybami i mięsem nie przepadam, aczkolwiek muszę przyznać, że po tych kilku dniach odczuwam zew krwi;)

Podsumowanie zrobię za 2 tygodnie, by tyle jeszcze będzie trwała akcja. To co teraz już wiedzę, to 1,5kg mniej. Nie o kilogramy tu chodzi, ale miły bonus. Lubię to!