Jedną z rzeczy która chyba najbardziej mnie dobija, to jak osiągnę już jakiś fajny poziom po czym wszystko leci na łeb i szyję i trzeba zaczynać od nowa. Analiza, co poszło nie tak? To nie na tym ma polegać, żeby w jednej chwili wracać do początku. A niestety tak się stało. Pisałam miesiąc temu, że jest poprawa? Prawda. Jak się cieszyłam. Jak ja się cieszyłam. To co się dzieje teraz jest jednym wielkim nieporozumieniem.
Moja skóra z dnia na dzień postanowiła zacząć się przetłuszczać w tempie iście ekspresowym. Umyte włosy wieczorem rano są już nieświeże. Mało tego, skóra swędzi tak strasznie, że nie ma sposobu, żeby wytrzymać chociażby chwili bez drapania. Co oczywiście zrozumiałe, włosy lecą przy tym na potęgę. Przyznam szczerze, że nie wiem co się stało. Początkowo obwiniałam o to tabletki które odstawiłam miesiąc temu. Czyli, że wszystko wraca do normy i mój łojotok znowu się odzywa. Ale też tydzień temu potraktowałam swoją głowę 2 razy kozieradką. I nie wiem czy to nie ona jest głównym winowajcą. Do kozieradki miałam podejść kilka i efekt był taki, że miałam skórę przesuszoną a nie przetłuszczoną. Ale faktem jest też, że wcześniej jak robiłam do nie podejścia byłam jednak na hormonach. Te wszystkie zależności mnie rozkładają na łopatki. Im dłużej w tym siedzę, tym bardziej widzę, że nic nie ogarniam. Chwilo mam dość. Drapię się jak zapchlony pies i tylko wszyscy w koło na mnie krzyczą: nie drap się! Niestety jest to trudne. Ostatnio tak się podrapała, że na głowie miałam jedną wielką ranę. Zła, niedobra, bić po łapach!
Na chwile obecną ratuje się wszystkimi możliwymi sposobami które znam i wiem, że mogą pomóc. Niektóre dopiero testuję:
-szampon Pirolam, całkiem new. O tym szamponie pisało już sporo osób, nie jest więc absolutnie żadne moje odkrycie. Ostatnio nawet Wiedźma o nim pisała, co mi przypomniało o jego istnieniu. Starym sposobem, zupełnie nie jak producent zaleca nakładam przy każdym myciu głowy czyli w moim przypadku, codziennie.
-cerkogel 30, również new. Do tej pory miałam jego mniejszego braciszka, 10kę
-płukanka octowa
-wierzbownica do picia, new, bardzo new. Tego jeszcze w swojej karierze nie stosowałam i przyznam szczerze trochę się tych ziółek obawiałam, ale jestem na granicy. Jeszcze trochę a sobie dziurę w głowie wydrapię i wypłynie mi resztka mózgu która mi została. A wtedy wszyscy stąd uciekniecie, bo nikt nie będzie w stanie znieść moich banialuków
-odstawiłam Loxon, to by mnie chyba już dobiło całkowicie
-innych wcierek też nie stosuję
-masaży też już nie uskuteczniam
W afekcie byłam nawet gotowa zapisać się do dermatologa! Nie wiem w jakim celu tak naprawdę, chyba tylko po wcierkę za 8zł, bo nie sądzę, żeby wizyta wniosła coś nowego. Ale może bym się miło zaskoczyła? Kto wie? Niestety Pan dermatolog co go na fundusz nawiedzić chciałam jest wolny dopiero za pół roku. Kpina jakich mało. Także leczę się sama.
Na chwilę obecną jest kapkę lepiej, to znaczy, że nie drapię się cały czas tylko z częstotliwością co kilka sekund;) Niestety na mojej skórze są kulki łoju, więc nie są to moje urojenia tylko faktycznie coś jest nie tak. Odpukać, skóra nie jest mocno zaklajstrowana, a przynajmniej ja nie czuję, żeby była mocno oblepiona, więc liczę, że sobie poradzę.
Najlepiej przy takim stanie rzeczy byłoby mieć ręce związane na plecach, żeby nie korciły i nie było możliwości wsadzania ich we włosy. Wkurza mnie to, że idę do pracy, spotykam się z ludźmi a wyglądam tak jakbym zapomniała umyć włosów, niechluj i brudas:( I jeszcze przy tym zaczęły mi lecieć brwi. To jest w sumie dosyć dziwne zjawisko. Swędzi mnie głowa i swędzą mnie brwi. A że ja niestety mam tendencję do wyrywania ich sobie (dobrze, że sobie włosów z głowy nie wyrywam, bo to już byłby dramat), to ostatnio za jednym zamachem wyrwałam chyba z 30 włosków. Efektem jest gustowna "dziura" w lewym "sobolu";) Ale brwi mam grube, więc jakoś mi ich tak nie żal jak tych kłaków na głowie. Teraz gubię całą populację i długie i krótkie:/