sobota, 28 września 2013

Forum

:)

Pojawiam się na chwileczkę. 
Justyna podrzuciła pomysł, żeby zrobić coś na kształt "forum" na którym mogłybyście też same pisać między sobą. Nie wiem czy to się sprawdzi, ale w sumie, jeśli faktycznie byłoby to jakimś ułatwieniem dla was to możemy spróbować. Wyjdzie w praniu. 

Post podwieszam do paska bocznego po prawej stronie.

Sam post jest zamknięty, nie będę go edytowała, więc jeśli coś będzie się pojawiało z mojej strony to również w komentarzach.



2013_10_18

!!! Dziewczyny pod oknem komentarzy jest ZAŁADUJ WIĘCEJ. Po "kliknięciu" rozwijają się wszystkie komentarze.
P.S. Bloger nie publikuje wszystkich komentarzy:(

wtorek, 24 września 2013

Poprawa

Pierwszy "podmuch" jesieni ma specyficzny zapach, który zawsze kojarzył mi się z przemijaniem, końcem. Wrzesień był miesiącem kiedy musiałam spakować walizki i wyjechać, zostawić rodzinę, przyjaciół...miłość. Mimo, że od kilku lat żyję stacjonarnie, jednak to uczucie które towarzyszyło mi przez lata pozostało. Nie lubię go. Nie należę do osób sentymentalnych i nie lubię kiedy rządzą mną emocje. Jest jednak coś dobrego co przychodzi wraz z jesienią: moje włosy na jakiś czas przestają mi dawać w kość! 
...i nie ma to jak po wzniosłym wstępie, przejść do banałów;)

W tym roku nie musiałam nawet czekać na jesienną szarugę. Jest progres, może wyniknie z tego coś dobrego. I kiedy u innych pojawiają się wpisy: przyszła jesień, lecą mi włosy, u mnie będzie zgoła odmiennie.

Krótkim streszczeniem, na przełomie kwietnia/maja moje włosy jak na zwierzęta stadne przystało postanowiły wznowić swoją migrację, młode, dorosłe, całe rodziny. Przy czesaniu, myciu, zwykłym dotknięciu. Dziennie 100ka. To co mi odrosło, a i tak nie było tego wiele, niestety wypadło bardzo szybko. Lekko podłamana tym faktem postanowiłam podjąć się leczenia hormonami które zlecił mi endokrynolog, jak się okazało błędnie diagnozując mi PCOS i insulinooporność, o czym dowiedziałam się później. Uznałam, że skoro już jednak podjęłam się takiej kuracji to będę ją kontynuowała przez te 4 miesiące które miała trwać.
Na ten czas odstawiłam wszystkie suplementy. Z wcierek zostałam tylko przy Loxonie.

Włosy nie przestawały lecieć nawet trochę. Jedyne co się zmieniło, to zmniejszył się łojotok. Ostatecznie w sierpniu już lekko podłamana brakiem poprawy poprosiłam internistkę o wypisanie mi wcierki. Postanowiłam włączyć również płukankę kawową oraz masaż skóry głowy który dzielna Maurice wprowadziła na salony. Kilka razy zarzuciłam na skalp Balsam z pijawek którego miałam resztkę i jajko z rycyną. Postanowiłam też trochę bardziej zadbać o same włosy, ale tutaj bez szaleństw, trochę oleju ryżowego, jakaś maską i odżywką po myciu.

Już po pierwszym tygodniu września zauważyłam poprawę. Przede wszystkim nie wyciągałam włosów w ciągu dnia co dla mnie jest pierwszym dobrym znakiem. Później kolejno przyszło zmniejszenie ilości wypadających włosów przy myciu i czesaniu, oraz zauważyłam maluchy. Maluchów jak zwykle nie jest dużo, są małe i liche i oczywiście nie tam gdzie są najbardziej potrzebne, ale nie będę wybrzydzać. Ważne, że coś zakiełkowało.

Moim zdaniem najbardziej prawdopodobne jest to, że pomogła mi wcierka. Czas po jakim zmniejszyło się wypadanie włosów i pojawiły się maluchy jest dokładnie taki sam jak w zeszłym roku. Nie bez znaczenia są jednak i pozostałe elementy które stosowałam. Ciężko mi stwierdzić, czy sama wcierka dała by taki sam efekt.

A jak już jesteśmy przy efektach, to po 5ciu miesiącach brania hormonów ze względu na skutki uboczne które wystąpiły, postanowiłam tabletki odstawić (oczywiście nie sama, po rozmowie z ginekologiem). Nie wiem jak duży miały wpływ na aktualny stan mojej czupryny, ale bardzo się boję co nastąpi w najbliższym czasie. Mam nadzieję, że nie czeka mnie żadna apokalipsa.

Póki co, żuczki moje kochane, jutro (ups! dziś) zmieniam moje lokum. Już kilka razy wspominałam o tym w komentarzach, teraz mówię o tym na forum. Będę miała ograniczony dostęp do sieci i zapewne nie będę bywała tak często (he he, co najmniej jakbym teraz przesiadywała godzinami), ale odpisywała będę, najwyżej z małym opóźnieniem.

Nadal w planach mam polowanie na rzepkę. Jak ktoś jest z Wro i natknie się na to egzotyczne warzywo, plissss, dajcie znać! Zrobiłam test z czosnkiem, cebulą, rycyną i żółtkiem, ale Maurice miała rację, daje kiełbasą :(. Średnia sprawa iść tak do ludzi. Nie piekło, nie podrażniło, to na plus:)

I rzeczy do której przymierzam się od roku, muszę tylko zrobić rekonesans i zebrać fundusze: trichogram. Jestem ciekawa wyników. Wiem, że nie daje 100% obrazu, ale mimo wszystko chciałabym się dowiedzieć na ile badanie przekłada się na "obraz".

poniedziałek, 16 września 2013

Biokap - szampon przeciw wypadaniu włósów

Zazwyczaj na mojej łazienkowej półce lądują szampony które są dedykowane przy ŁZS bądź dla skóry wrażliwej. Szampony skierowane przeciw wypadającym włosom już dawno przestałam kupować. Coś co jest tak krótko na skórze nie ma szans zadziałać. To moja opinia oparta na doświadczeniu z takimi produktami. Nie byłam więc zbyt optymistycznie nastawiona do szamponu któremu poświęcam ten post: mowa o szamponie Biokap. W pewnym momencie zrobiło się o nim głośno na Wizażu, w dużej mierze dzięki jednemu ze składników szamponu: palmie sabałowej. Opinie o nim były bardzo pozytywne, u niektórych osób zmniejszył wypadnie bardzo szybko. Nawet w aptece w której go kupowałam farmaceutka powiedziała, że słyszała, że jest kapitalny i czy już go używałam i mogę to potwierdzić?


Od producenta:
Włoska marka BIOKAP oferuje produkty do pielęgnacji i koloryzacji włosów, które nie zawierają wielu drażniących substancji, a swoje działanie zawdzięczają przede wszystkim bogactwu składników naturalnych. Okazało się, że w naturze istnieją także rośliny, które skutecznie hamują działanie enzymu 5 alfa-reduktazy, przeciwdziałając wypadaniu włosów. 

palma sabałowa oraz pestki dyni – to właśnie one hamują wypadanie włosów, blokując enzym 5 alfa-reduktazy,
substancje pozyskane z winorośli oraz afrykańskiej rośliny Olax dissitiflora - skutecznie poprawiają mikrocyrkulację w skórze,  
wyciąg z egzotycznej rośliny China – o silnym działaniu wzmacniającym włosy,
mięta oraz olejki z rozmarynu i drzewa herbacianego z upraw organicznych – dają efekt odświeżenia i oczyszczenia,
ekstrakt z pokrzywy – reguluje wydzielanie sebum,
ekstrakty z krwawnika, chmielu, malwy – nawilżają włosy, mają działanie ochronne,
sufraktanty z kokosa – mają delikatne właściwości myjące.*

Formuła szamponu - oparta na roślinnych składnikach myjących, ekstraktach roślinnych oraz oczyszczonych olejkach eterycznych – jest niezwykle łagodna dla włosów, zapewniając im piękny wygląd i równowagę. W szamponie nie użyto chemicznych składników drażniących, takich jak emulgatory PEG, silikony, SLS, SLES czy parabeny. Kosmetyk został też przetestowany pod kątem zawartości niklu oraz przeszedł testy dermatologiczne.
 
Szampon stanowi pierwszy, ważny etapem kuracji przeciwko wypadaniu włosów. Powinien być stosowany 2-3 razy w tygodniu, już w momencie, gdy dochodzi do pierwszych objawów przerzedzania fryzury, aby zapobiec nasileniu problemu. *

*źródło: biokap



Moje uwagi dotyczące szamponu:
  • szampon nie jest tani. Zapłaciłam za swój coś koło 40zł, ale to była cena po zniżce, którą otrzymałam w aptece. 
  • z reguły nie mam problemów z rozprowadzaniem szamponów, więc i tym razem nie miałam. Szampon pieni się dobrze i dobrze myje
  • przez kilka pierwszych użyć wszystko było w porządku, ilość wypadających włosów się nie zmieniła, ale sam szampon nie powodował żadnych niepożądanych objawów
  • zazwyczaj "tego typu" szampony trzymam na skórze troszkę dłużej niż trwa samo mycie (zazwyczaj 2-3 minuty). I tak było również w tym przypadku
  • sytuacja zmieniła się po około 2-3 tygodniach (myję włosy codziennie). Zaczęłam odczuwać przesuszenie skóry, co u mnie wzmaga wypadanie. Musiałam więc odstawić szampon, a jak po ponownie do niego wróciłam po jakimś czasie, używałam go już zamiennie z innym, nawilżających szamponem. Niestety nic to nie zmieniło. Przestałam również trzymać go dłużej na skórze, niż trwa samo mycie. Skóra była nada przesuszona po jego użyciu.
  • szampon kupiłam w kwietniu/maju. Efekt przesuszenia niestety najprawdopodobniej został spotęgowany przez tabletki hormonalne które biorę od maja, jednak wiem, że niektóre osoby również odczuwały przesuszenie skóry po tym szamponie
Nie mogę jednoznacznie powiedzieć, że ten szampon nie działa, ponieważ u mnie najwięcej włosów leci właśnie kiedy mam suchą skórę, a po tym szamponie niestety, ale mam pustynię. Szamponu zostało mi może na 3 użycia i trochę żałuję, że nie wpadłam wcześniej na pomysł, żeby go dać komuś z mojego otoczenia, kto ma podobny problem do mojego, do przetestowania. Jestem ciekawa czy by pomógł. 

Kiedyś natrafiłam na "rozprawkę" sprzed kilku lat dziewczyny (niestety nie pamiętam co, gdzie i jak) która zastanawiała się dlaczego nikt jeszcze nie wpadł na to, żeby używać palmy sabałowej jako składnika kosmetyków, skoro jej pozytywne działanie jest znane już od dawna. No i bach! Jest! Wiem, że niektórzy robią testy z mazidłami samo-robionymi z dodatkiem palmy, ale ja jeszcze tego nie testowałam. 

wtorek, 10 września 2013

Masaż skóry głowy

O czym dzisiaj będziemy rozmawiać? O masowaniu skóry głowy. Czyli o czymś co absolutnie i całkowicie ignorowałam przez całe moje "łysiejące życie" i pewnie dalej bym ignorowała, gdyby nie Maurice.
Zawsze dla mnie dotykanie włosów i skóry było absolutną zbrodnią, tym bardziej, że towarzyszył/towarzyszy mi łojotok. Kto ma łojotok wie, że dotykanie włosów czy skóry wpływa na ich szybsze przetłuszczanie się.
Teraz u mnie sytuacja wygląda trochę lepiej, oczywiście nadal 2 dni bez mycia jest marzeniem nieosiągalnym, ale dla nas łojotokowców każda minuta na wagę złota.

Masować więc czy nie masować? Oczywiście egoistycznie skupię się zwłaszcza na tych z problemami skórnymi, reszcie diabeł nie straszny;) Zdania są podzielone. Częściej spotykam się z tym, żeby przy łojotoku nie masować skalpu, bo pobudzamy mieszki do produkcji łoju. Przetestowałam i wszystko się zgadza. Przed większym wyjściem nie polecam;)
Najlepszy sposób jaki na razie opanowałam to masowanie na 2-3 h przed myciem. Bez względu czy coś wcieram czy nie. Próbowałam masować podczas mycia włosów i to już było za późno. Po myciu u mnie to absolutna zbrodnia. Myślę, że trzeba też samemu wyczuć jak reaguje nasza skóra na masaż. Dostanie się do towarzystwa tyrpniętych przez ŁZS jest jak się okazuje bardzo proste.

Ale po co masować?
Masujemy po to, żeby poprawić ukrwienie skóry głowy i (uwaga, to będzie straszne), pozbyć się konających włosów. Mają opuścić teren i zrobić miejsce na nowe włosy. Coś, czego ja nie wiedziałam: włosów które są już martwe trzeba się pozbyć. To co już wspominałam przy okazji TEGO wpisu: nie uciekamy więc ani przed grzebieniem ani przed masowaniem skóry w obawie przed tym, że wypadnie nam więcej włosów. One mają wypaść i nawet muszą jeśli mają nam wyrosnąć nowe włosy. Jeśli nie pozbędziemy się martwych włosów proces ten zahamujemy...być może nawet nieodwracalnie.
Masujemy również po to, aby to co nakładamy na skórę głowy lepiej się wchłonęło. Oczywiście są preparaty które same w sobie pobudzają ukrwienie skóry głowy i przy nich masaż nie jest konieczny.

Jakie są metody masażu:
Tutaj nie ukrywam miałam nie lada problem z tym punktem. Mnie samej nikt nie uczył masażu, więc uważam, że wiedzy jako takiej na ten temat nie mam. Ale internet jak wiemy w dobro bogaty.
Masaż możemy wykonywać sami używając do tego opuszki palców, bądź posiłkując się specjalnie do tego celu dedykowanymi urządzeniami.

Najprostszym urządzaniem do masażu skóry głowy jest bardzo prosty przyrząd który wyglądem przypomina trochę trzepaczkę do jajek. Ja swój upolowałam w Jysk, ale najczęściej i najtańsze można spotkać w sklepach gdzie wszystko jest za przysłowiową "złotówkę". Początkowo mój masaż polegał na tym, że jeździłam tym urządzeniem po całej głowie...i to nie było dobre dla mojej skóry. Momentami miałam wrażenie, że jest wręcz podrapana. Oczywiście towarzyszył temu wzmożony łojotok. Wzięłam się więc na sposób i zaczęłam wykonywać "trzepaczką" masaż pulsacyjny. "Łapałam" nią skórę i przesuwałam jakby skórą po czaszce. To pomogło mi zmniejszyć łojotok i ilość zgubionych włosów w trakcie masowania (myślę, że część była zwyczajnie wyrwana przez to urządzenie). Jednak szukając filmików pokazujących masaż głowy okazało się, ze wszyscy wykonują go tak, jak jak robiłam to na początku!
Pokażę wam dość zabawny film z udziałem ślicznego psiaka:



lub filmik z udziałem Pana:



Po jakimś czasie ostawiłam masażer i postanowiłam masować skalp opuszkami palców. Robiłam to absolutnie na wyczucie, bardziej jednak skupiając się właśnie na "przesuwaniu" skóry  po czaszce niż "masowaniu włosów". Oczywiste, nie oczywiste, ale szukając filmików które by pokazywały masaż skalpu najczęściej trafiałam na takie które jednak nie nadawały się dla łojotokowców przez wzgląd na ich intensywność. Masowanie przez "przesuwanie skóry" jest dużo delikatniejsze a myślę, że efekt i tak zostanie osiągnięty. Po dłuuuugich poszukiwaniach udało mi się znaleźć film na którym jest wykonywany masaż sposobem który ja stosuję:



Jednym ze sposobów masowania jest podobno też lekkie pociąganie włosów. Na filmie osoba wykonująca masaż w pewnych momentach pociąga za włosy masowanej i myślę, że to właśnie tak powinno wyglądać. Robi to bardzo delikatne, nie szarpie ich.

Aktualnie dużo bardziej lubię masować skórę palcami niż masażerem. Wydaje mi się, że może to dać lepsze efekty. Już po 2ch minutach skóra jest fajnie rozgrzana, ale nie czuję jej "podrażnionej" jak po zastosowaniu masażera.
Zaczynam masować od czoła i idę wzdłuż przedziałka, aż do szyi. Używam obu rąk (widziałam na niektórych filmach, że osoba masująca masuje jedną ręką, a drugą przytrzymuje czoło). Odrywam ręce i masuję kolejną partię, ale już bardziej idąc w stronę uszu. "Pokonanie" głowy zajmują mi 3-4 takie podejścia. Cykl powtarzam. Na koniec wsuwam całe ręce miedzy włosy tak, żeby objęły całą głowę i trzymając rozpostartymi palcami ręki skórę, staram się je przybliżyć do siebie tym samym przesuwając również skórę. Zawsze jak pisze takie tłumaczenie, mam wrażenie, że i tak nikt z tego nic nie zrozumie, ale wybaczcie, aktorka ze mnie marna, filmu nie będzie;)

Masuję skórę już od miesiąca. Ponieważ z systematycznością u mnie ciężko, więc z przerwami, ale od powrotu z urlopu staram się pamiętać i nie robić dłuższych niż 2 dniowe przerwy. Niektóre przerwy są wymuszone stanem skóry, jeśli w danym momencie jest za bardzo podrażniona wcierkami to muszę darować sobie masowanie, ponieważ podrażnienie + masaż  = tłusta skóra w szybkim czasie.

A teraz pytanie do was? Wiem, że niektóre z was masują skórę, jak chociażby wspomniana Maurice:) Może macie jakieś przemyślenia bądź uwagi?

sobota, 7 września 2013

Wrzesień_aktualizacja włosów

Na blogu bardzo rzadko pokazuję "aktualizacje włosów". Wydaje mi się, że na krótkich ciężko ocenić ich stan. Po pierwsze dlatego, żeby taka długość włosów wyglądała źle to chyba trzeba by być niesamowitym dewastatorem, a po drugie dlatego, że o pielęgnacji włosów na ich długości się nie znam. Robię wszystko "na czuja", a właściwie to nie robię, bo mało co nie kłóci się z moją skórą.
Wracając do tematu, moje włosy, po  prawie dwóch miesiącach od ścięcia. Nie widać żeby coś urosły. Mój problem od lat. Mogę je jednak już lekko związać, więc daje im 1-2cm.
Nie piszę co używałam na długości. Jak dobiję kiedyś do łopatek to może to wtedy będzie istotna informacja, póki co, same zdjęcia.
wrzesień
lipiec

Zdjęcia są tak naprawdę do kitu, ale dzisiejsza piękna pogoda nie pozwoliła mi zostać w domu. Ostatnie podrygi lata i naturalna witamina D. Siedziałam więc przez pół dnia na słońcu i co się bardzo rzadko zdarza, przeszła mi sama migrena! Uznałam, że trzeba wykorzystać okazję i strzelić sobie fotkę w plenerze! Tylko jak tu zrobić sobie samej zdjęcie od tyłu? Jak już nieraz wspomniałam, mam niesamowity dar do robienia zdjęć:) 5 włosów na krzyż a u mnie bujna czupryna wychodzi...ale do tej pory wszystkie zdjęcia robiłam w domu, gdzie nikt nie patrzył i miałam całą masę pudeł które robiły mi za statyw. Jak tu zrobić zdjęcie samej sobie...na dworze? Okazała się w tym bardzo pomocna nowa ustawa śmieciowa! Teraz pojemników mamy w bród które całkiem nieźle zastępują statyw...lub pudła.  Jak widać po zdjęciach pojemniki na śmieci możemy odnaleźć nawet w otoczeniu bujnej zieleni. Najlepszy jest ten żółty z płaskim dnem. Trochę wyższy od tego niebieskiego, który opcjonalnie też się nadaje. A może one są równe?  Nieistotne. Jedyny minus pojemników jest taki, że ciężko z nimi manewrować, a że było mocne słońce, to dopiero w domu mogłam zobaczyć co wyszło, bądź nie wyszło. Mój ciemny czerep idealnie zgrywa się tonalnie z dżunglą która wyrasta przede mną przez co całość się zlewa. Dlatego uważam, że zdjęcia są do kitu. Ale i tak miałam niezły ubaw. Dla mnie robienie sobie publicznie zdjęć jest dość krępujące, a tu jeszcze zdjęcie do którego muszę ustawić się tyłem do aparatu. Dłuuugo szukałam miejsca gdzie nie będzie gapiów, ale umówmy się, żółte pojemniki nie stoją na odludziu! Jedna pani z psem to nawet się zatrzymała i widziałam, że długo analizowała czy iść w moją stronę:D Niestety to ja musiałam spasować...dla dobra pieska.

środa, 4 września 2013

Urodziny bloga

Dzisiaj nie będzie włosowo...a przynajmniej nie całkiem. Z dwóch powodów: pierwszy jest taki, że mam dzisiaj wolne i od rana absolutnie nic nie robię. No dobra nie całkiem, ale nie nadwyrężam procesora;) Drugi powód, ma związek z czymś na co sama nie zwróciłam uwagi a przypomniała mi o tym Natalia, to urodziny mojego Bloga. Dzieciak skończył już roczek. Dla mnie nie do ogarnięcia, że przez ten rok się nie poddałam i nadal go prowadzę.
Założyłam go po to, żeby zmotywować siebie do znalezienia odpowiedzi. Uznałam, że jak zrobię to "publicznie" to będzie wstyd i hańba jak się poddam w połowie drogi. Czy mi się tu udało? Jak widać nie, ale nie oznacza to, że poniosłam porażkę na całym froncie. Bardzo dużo się dowiedziałam, zwłaszcza dzięki ludziom którzy tu zaglądają oraz tym do których ja zaglądam. Nie spędzam całego dnia buszując po blogach, nie bawię się w rozdanie, współprace, reklamy i inne rzeczy które napędzają "ruch" (z wyjątkiem pojedynczych historii). Nie mam głowy do takich rzeczy i nie to było celem. Więc każdy kto tu zagląda wiem, że robi to, bo tak jak ja szuka pomocy. Im jest was więcej, tym bardziej widzę jak wiele brakuje informacji na blogu które mogłyby wam pomóc. Niestety ja jedyne czym mogę się podzielić to swoim doświadczeniem. Dlatego bardzo dziękuję wam wszystkim, że się udzielacie i pomagacie sobie nawzajem.

Życzę każdemu z was (bo i czasami nawet panowie tu zaglądają) a także sobie, bujnej czupryny:)

P.S. Wybaczcie, ostatnio mam mniej czasu na prowadzenie bloga. Szykuje mi się w tym miesiącu przeprowadzka a dodatkowo full roboty skutecznie odcina mnie od wszystkiego. Nadal jednak zawzięcie masuję czerep i wcieram moją magiczną wcierkę. Włosy lecą, ale przez to, że mam zapełniony cały swój czas, nie mam  kiedy myśleć o wylatujących kłakach. Pod tym względem moja psychika zdecydowanie odpoczywa. Ale jak to w życiu bywa, gniecie ją coś innego. W ten sposób tworzy się błędne koło. Nazywa się telogen.
Czekałam w kuchni aż zagotuje się woda, stałam przy oknie, padał deszcz. Tak pomyślałam, jakby to było żyć w miejscu gdzie wszystko dzieje się bez pośpiechy, czas biegnie powoli. Myślę, że to byłoby na jakiejś wyspie, wokół palmy, rozgrzane powietrze. Żyłabym z łowienia ryb i plecenia koszyków. Nie budziłby mnie zgiełk miasta, nie ścigałabym się z czasem. Czy byłabym szczęśliwsza, czy nie miałabym problemów?