niedziela, 10 lipca 2016

Podsumowanie po pół roku

Jakiś czas temu napisałam o mojej poprawie. Teraz będzie małe sprostowanie, bo o ile faktycznie w momencie kiedy dodawałam post uważałam, że jest lepiej, tak chwilę później sytuacja wróciła do „normy”.  Ostatecznie poprawę zaobserwowałam, ale dopiero miesiąc temu, żeby więc  znowu nie robić falstartu piszę o tym dopiero teraz.

Na czym ostatecznie stanęło: na 99% jest to łysienie androgenowe. Nie ma się co czarować. Mogę sobie szukać, ale i tak wszystko wskazuje na to. Nie chcę tracić więcej czasu na rozważenie, czy nie zaszkodziła mi ta marchewka którą zjadłam pół roku temu, albo czy aby krzywo wiatr nie przeleciał mi przez włosy. Nie. Obraz jest jednoznaczny. I to nie jest moja diagnoza.

Aktualnie jestem na hormonach, minoxidilu oraz metforminie.  O ile o hormonach i minoxidilu wspominałam wcześniej, tak metformina jest czymś nowym. W maju miałam wizytę u endokrynologa i o wg jego opinii mam insulinooporność. Powiedzmy, że nie do końca zgadzam się z tą diagnozą, niemniej moje wyniki są z całą pewnością gorsze niż były 3 lata temu i na pewno nie można ich określić jako całkowicie prawidłowe, ale insulinoopornością bym tego nie nazwała. Kto się orientuje w temacie wie, że wiąże się to ze zmianą stylu życia, po staremu: z przejściem na dietę. I zupełnie nie uważałabym tego za złe, bo to zdrowa dieta, natomiast tabletka do posiłku budzi już moje wątpliwości. Nie mam siły (i kasy) żeby konsultować  to z innym lekarzem. Napisałam do osoby która prowadzi portal poświęcony temu zagadnieniu (nie będę podawać jego nazwy) i ta osoba napisała mi, że wyniki nie są złe, leki powinny pomóc. W obliczu tego postanowiłam mimo wewnętrznego sprzeciwu jednak włączyć leki  do „jadłospisu”.  Po ponad miesiącu mogę stwierdzić jedno: na pewno dawka docelowa która została mi przepisana jest za duża. Początkowo brałam 500mg na dobę, w drugiej fazie już 1000mg. Ponieważ kontakt z lekarzem mam utrudniony, sama podjęłam decyzję do powrotu do 500mg. Na razie jest ok, chociaż zdarzają się momenty, że mam wrażenie, że cukier mam za niski. Docelowo trochę ta dieta pokrzyżowała moje inne plany związane z uprawieniem sportu. Nie będę się zagłębiać w ten temat, ale jedzenie i ćwiczenia w jakiś niezrozumiały dla mnie sposób wchodzą u mnie ze sobą w konflikt. Próbowałam na najróżniejsze sposoby i ostatecznie jak już wymyśliłam co najlepiej współgra u mnie z ruchem, to okazuje się, że nie bardzo mogę to jeść.  Ale my nie o tym! Problemy z insuliną to zaburzenia hormonalne i mój endo uważa, że problemy z hormonami są następstwem insulinooporności. Poprawa jednego pociągnie za sobą poprawę drugiego, więc i włosom powinno to pomóc. Dermatolog do którego chodzę i z którym chyba na razie zostanę, bo jest póki co najsensowniejszy z tych z którymi obcowałam, również uważa, że insulinooporność może u mnie powodować takie problemy. 

Na razie dieta raczej nie zrobiła rewolucji u mnie. Bardziej o poprawę podejrzewa hormony i minoxidil. Jeśli będę efekty z diety to jeszcze nie teraz. To dopiero początek a ja próbuję to ogarnąć. Nie jest łatwo. Mi nie jest łatwo.  Popełniam dużo błędów z niewiedzy, dużo z głupoty i całkiem niemało z lenistwa. Nie mogę powiedzieć, że jem całkiem źle, bo gdyby tak było to nie zrzuciłabym tylu kilogramów, a co ważne, badania miałam robione zanim zaczęłam ćwiczyć i myśleć o zmianie stylu życia, więc zapewne gdybym poszła na badania teraz wyniki na pewno byłyby lepsze. Diagnoza tylko umocniła mnie w tym, że muszę to kontynuować. Nie może to być przygoda do momentu aż wcisnę się w kostium kąpielowy a kiedy przyjdą jesienne chłody powrócić do pałaszowania słodyczy.  

To co wiem: nie mam co liczyć na to, że będzie tak jak kiedyś.  Zostało mi to powiedziane wprost. Mogę jednak starać się, żeby ni było gorzej. Oby się to udało.


Nie dodaję żadnej fotki, bo zmiana nie jest na tyle widoczna, żeby ją zauważyć na zdjęciach.  Po prostu mniej wyciągam z sitka. 

Dlaczego napisałam w tytule po pół roku? Nowy rok, postanowienia i zmiany. Chyba po raz pierwszy w swoim życiu tak mocno się zaparłam, żeby moje postanowienia noworoczne zrealizować. Okazało się, że nawet wizyta u lekarza musiała być postanowieniem. Kto boryka się z tym tyle lat co ja wie, że przychodzi moment, że najzwyczajniej w świecie ma się dość. Dodatkowo komentarze, włosy to nie ręka, są gorsze tragedie w życiu na pewno temu nie pomagają. Ja nie zaprzeczam, bo jest to prawda, ale jeśli możemy dlaczego nie mamy zrobić czegoś dla siebie. 

Mam nadzieję, że u tych z Was które walczą też jest poprawa:)