Czy zauważyliście, że coraz częściej
mówi się o sztucznym poprawianiu urody? Zaczynając od operacji
plastycznych grubszego kalibru, poprzez powiększanie piersi, botoks,
aż po tak niewinne zabiegi jak doczepienie sztucznych rzęs? Mimo,
iż nie należę do osób szczególnie pilnie śledzących nowinki z
życia naszych „gwiazd” to jednak co rusz rzuca mi się w oczy
wzmianka, że ta Pani zrobiła sobie to, a tamten Pan tamto.
Powiedzmy, że mam do tego stosunek raczej neutralny, jak ktoś się
lepiej czuje posiadając piersi o 2 rozmiary większe to czemu nie?
Natomiast zauważyłam, że strasznie dużo osób reaguje na takie
newsy krytyką. A tu mówimy tylko o osobach z pierwszych stron
gazet. A przecież wśród nas, przeciętnych Kowalskich też są
osoby które poddają się takim zabiegom.
Pytanie: czy naprawdę jest to takie
złe?
Pod jednym ze zdjęć na których jedna
z w/w Pań miała doczepiana włosy, ktoś napisał: „czy nie jest
Ci przykro kiedy wieczorem przychodzisz do domu, odczepiasz włosy i
widzisz jakie swoje własne masz liche?” Jak to przeczytałam, to
nie wiem jak jej, ale mi zrobiło się przykro! Wiadomo dlaczego. Jeśli mam
liche włosy to mam to podkreślać? Jeśli mam nadwagę to mam
ubierać się tak, że będzie to widoczne jeszcze bardziej? Jeśli
jestem niska to buty na obcasie są nie dla mnie? Mam krótkie rzęsy
to dlaczego nie mogę mieć tak jak moje koleżanki długich i
gęstych? Myślę, że mogłabym wymieniać tak jeszcze długo, ale
nie w tym rzecz. Czy ktoś ma prawo nas krytykować za to, że chcemy
czuć się lepiej sami ze sobą i zarzucać nam, że przez to
jesteśmy sztuczni? Czasy się zmieniają i to one generują jacy
jesteśmy. Jest popyt, jest podaż. Proste.
Podam Wam kilka przypadków, które gdzieś tam krążą w moim świecie i chyba dosyć dobrze obrazują to co chcę powiedzieć.
Wiecie z czym zawsze kojarzyła mi się
Panna młoda: jak daleko sięgam pamięcią, zawsze z tipsami. Pewnie
dlatego, że dywan przed ołtarzem zamiast kwiatami był zawsze usłany tipsami, a już nie wspomnę o tym ja wyglądała podłoga po zabawie weselnej i tutaj już nie tylko wkład Panny Młodej był widoczny. Wiadomo czasy się zmieniły, teraz są żele, hybrydy czy inne kosmosy i już nikt nie przykleja na Kropelkę sztucznych paznokci. Ale pytanie czy jeśli w tym tak ważnym dniu Panna Młoda chce mieć piękne dłonie, bo w końcu oczy każdego są zwrócone w jej stronę, to dlaczego ma nie chcieć wyglądać równie ładnie każdego następnego dnia? Pamiętam, że jako nastka przemierzałam takie sztuczne paznokcie i zazwyczaj te które miały iść na mały palec pasowały mi na kciuk. I jak tu iść do ślubu? Moje brzydkie, jak ja się pokażę? A z dnia codziennego? Idę do pracy na spotkanie z klientem i co? Klient, facet ma ładniejsze paznokcie niż ja! Moje są słabe, łamliwe, szału nie robią. Co robię? Chowam dłonie w rękaw, nich nie widzi. Wstydzę się.
Kolejny przykład: malowanie brwi,
teraz bardzo na topie, najlepiej grube czarne odbiegające mocno od
ich naturalnego wyglądu. I super! Bo dzięki temu też ja nie
wyglądam dziwnie kiedy muszę sobie domalować 1/3 jednej brwi
ponieważ tyle mi wypadło. Zanim moje ŁZS i nieumiejętne operowanie pęsetą zrobiły mi krzywdę na twarzy, miałam bardzo grube, gęste i ciemne brwi. I dalej chcę mieć takie! A, że muszę domalować, trudno! Po jakimś czasie wszyscy chyba uznali, że takie mam i tak jest dobrze, chociaż początkowo padały pytania czy idę odprawiać mszę na cmentarzu. Moje poprawianie brwi to naprawdę nie inwazja kosmitów i robię to bardzo z wyczuciem. Zresztą jak cały makijaż. No, ale zapewne widać, że są ciemniejsze i ktoś kto mnie dobrze zna zobaczy różnicę.
Ostatnio poszłam na spotkanie ze znajomymi, męskie grono więc wiadomo: tapeta perfekcyjna, wszystkie parchy na twarzy pokryte równo gładzią-podkład się jeszcze nie zdążył zaważyć, na oko cień, tusz, pomadka na usto...czyli tak naprawdę tak samo jak każdego dnia, tylko wersja przed pójściem do pracy a nie już po 8h. I co usłyszałam: ojej jak ja ładnie wyglądasz, a chwilę później jechane: wcześniej tak nie wyglądałaś! Nie sterałaś się! A jak zmyje to jej poznać nie będzie można!
Wymieniłam wyżej buty na obcasie. Co prawa
nie miało to nawiązania do mnie, ale opowiem dosyć zabawną
anegdotkę ze swojego życia. Nie należę do osób wysokich o czym już kiedyś
wspomniałam. W butach na obcasach mino to nie chodzę często
ponieważ w 99% przypadkach jak danego dnia je przywdzieję, to się
okazuje, że mimo iż plan był inny, muszę biegać przez cały
dzień po mieście, cierpię przez to okrutnie i modle się o to, żebym mogła w końcu usiąść.
Natomiast nie ukrywam, że zdarzają się te rzadkie chwile kiedy
można mnie zobaczyć o te 5cm wyższą. I wiecie co wtedy słyszę?
Że oszukuję. Pierwszy raz jak to od kogoś usłyszałam, to nie
wiedziałam o co chodzi, ale kolejna osoba mi wytłumaczyła:
oszukujesz, założyłaś obcasy, a tak naprawdę jesteś niska.
Niestety mój umysł nie do końca to ogarnia. Jest ewidentnie
sprzeciw społeczeństwa na to, żeby niskie osoby nosiły obcasy.
Dlaczego? Nie wiem, bo nawet w obcasach nadal jestem niska, więc nie
powinnam moim wzrostem modelki nikogo wpędzać w kompleksy.
No to jak to w końcu jest? Dobrze czy źle? Jeśli się pomaluję i wiem, że wyglądam lepiej, bo w końcu tak usłyszałam, to czy mam tego nie robić, bo jak zmyję makijaż to będę wyglądała gorzej? Czy jak doczepię włosy i wyglądają one na gęstsze i dzięki temu mam większą pewność siebie, to mam tego nie robić, bo przecież będę musiała w końcu je odczepić i rzeczywistość mnie przygniecie? Mam zmarszczkę na czole, wyglądam jakbym była wściekła, dodaje mi lat, to czy nie mogę skorzystać z botoksu, bo kogoś to zaboli, bo przecież powinnam starzeć się godnie? Zacytuje mojego ojca: starość jest brzydka. Z punktu widzenia artystycznego nie, ale np. mój ojciec, pan w podeszłym wieku tak siebie postrzega. Co robi? Zaczął uprawiać sport, bardziej dbać o siebie, bo chce wyglądać młodziej. I czy ktoś powie 60cio letniemu mężczyźnie: Panie, starzej się godnie? Zgadzam się z tym, że niektóre rzeczy mogą razić. Zrobił się taki trend na to, żeby wszystko w sobie poprawiać, ale mam wrażenie, że to nawet nie tyle jest kwestia tego, że ludziom się to nie podoba, tylko kwestia zazdrości. Ani by nie doczepili sobie sztucznych rzęs, ani nie powiększyli piersi, więc jakim prawem ktoś to zrobił i wygląda lepiej?
Kiedy znajome chodzą do kosmetyczki to mam mieszane uczucie. I myślę, że to jest właśnie zazdrość. Mam negatywne odczucia odnośnie takich wizyt, bo sama z nich nie korzystam. I to nawet nie dlatego, że nie mam czasu, pieniędzy (chociaż nie wiem ile kosztują takie zabiegi, więc może faktycznie nie mam na to pieniędzy), ale dlatego, że na myśl o tym, że ktoś miałby mi coś robić przy twarzy mam gęsią skórkę. Mam brzydką cerę, ale nie oddam się w czyjeś ręce. I mi zazdrość, jak widzę te piękne pyszczki a ja muszę chować się pod toną pudru. Ale czy one tego mają nie robić, bo ja mam inne zdanie? Nie. Więc nie wypowiadam się źle o nich, czy o tym, że z tego korzystają, czy że są sztuczne, bo ja tego nie robię.
Jakie macie zdanie na ten temat? Czy uważacie, że faktycznie wszystko robi się coraz bardziej sztuczne (chociaż akurat temu zaprzeczyć nie można, bo tak jest) i czy jest to tak bardzo złe? Czy przez to, że jest to coraz bardziej popularne, osoby które naprawdę takich zabiegów potrzebują, nie wyglądają dzięki temu nienaturalnie? Chociażby właśnie na przykładzie moich brwi: jeśli nie byłoby trendu na domalowane grube krechy to wyglądałabym dziwnie próbując ukryć ubytki, bo bym się wyróżniała, a dzięki temu zlałam się z tłumem. Pewnie, że czasami fajnie się wyróżniać, ale pamiętajmy, że to nie koniecznie marzenie każdego;)
Moje podejście do "sztuczności" jest takie, że owszem, fajnie jest poprawić coś, co naprawdę stanowi problem, ale bez przesady. Zwłaszcza, że "Sztuczność" często idzie w kierunku... niekoniecznie estetycznym. mam tu na myśli kilogramy dopinek i robienie strasznych rzeczy z twarzami, biustami, itp. przez niektóre osoby - które w dodatku są stawiane za wzór młodym osobom, co wpływa na ich samoocenę, wyobrażenie o pięknie i o sobie samych, no i... gust także niestety.
OdpowiedzUsuńKiedyś u mnie dzieliłam się wrażeniami po artykule o żonach chirurgów plastycznych. Gdy coś mi się we mnie nie podoba (a nie jestem ósmym cudem świata), myślę o takich osobach jak one i już czuję się piękna...
zgodzę się z uną, że wszystko jest dla ludzi, ale z umiarem. śmieszą mnie 60-latki, którym wydaje się, że ponaciągając sobie do granic możliwości twarz będą piękne i młode;) dla mnie starość w pewnym sensie jest piękna, bo ukazuje przeżycia, pewną życiową mądrość i doświadczenie i owszem, warto o siebie dbać, ale bez przeginki, kijem wisły nikt jeszcze nie zawrócił;)
Usuńdla mnie to też zupełnie różne przypadki, kiedy ktoś doczepia sobie włosy, bo choruje i na głowie zostało mu ich niewiele, a chce wyglądać przyzwoicie, a co innego młoda dziewczyna, z gęstymi naturalnie włosami, która nosi doczepy, bo tak robią koleżanki i tak podpowiada jej rozdmuchana do granic możliwości próżność.
przesadna sztuczność jest infantylna i śmieszna, natomiast tuszowanie kompleksów to rzecz jak najbardziej NATURALNA;)
Patrzysz na to z perspektywy osoby młodej. Ja się wcale nie dziwię, że osoby starsze chcą wyglądać młodziej.
UsuńPo za tym, jeśli postawimy koło siebie dwie osoby, jedna ma blond perukę a druga ma czarną, to która jest osobą mającą problemy z włosami, skoro obie mają peruki? Nie wiadomo. I do tego zmierzałam.
Zgodzę się, że trzeba znać umiar, ale to się tyczy każdej dziedziny życia. Ja tutaj nie mówię o skrajnościach, bo jak ktoś sobie przylutuje do oka 5cm długości rzęsy, to fakt, raczej na paradę niż do kościoła.
Ostatnio leciała w Tv komedia z J.Lo, Pokojówka na Manhattanie. Akurat chyba nie można powiedzieć, ze J.Lo ma mało włosów, a w scenie kiedy poszła na bankiet, tan z którego uciekła jak Kopciuszek to też miała doczepione włosy i wcale nie wyglądała sztucznie, więc można pogodzić te dwa światy tylko trzeba to robić z głową.
Ostatnio znajomy napisał mi, ze botoks czoła pomaga przy migrenach, także coś czuję, że kiedyś mogę szukać w nim ratunku;)
Glos rozsadku, z przyjemnoscia przeczytalam ten post
OdpowiedzUsuńu nas laska z pracy nie dość ze ma sztuczne rzęsy to jeszcze sztuczną opaleniznę... ble i ohyda
OdpowiedzUsuńHeh, moje zdanie jest po prostu takie, że niepotrzebnie przejmujesz się tym, co ludzie powiedzą :P Przez cały post przewija się: ktoś Ci zarzucił oszukiwanie, ktoś Ci zarzucił zbyt dużą ilość makijażu, ktoś komuś zarzucił jeszcze co innego... Ludzie kochani, jakby człowiek miał się tak ciągle przejmować tym co ludzie mu wtykają, to nie miałby czasu na myślenie o czym innym :) A jak Ci zarzucą kiepski styl, gust muzyczny, wybór studiów albo czegoś - no, to już w ogóle masakra. Dlatego ja kieruję się moim własnym poczuciem estetyki (przyjmując oczywiście dobre rady od osób, którym ufam, czyli najlepszych przyjaciółek) i robię to, na co mam ochotę. Jestem ekstremalnie płaska (brafitterki załamują ręce, w normalnych sklepach nie ma bielizny w moim nieistniejącym rozmiarze) i jeśli kiedyś będzie mnie stać to chciałabym poprawić sobie biust. Kto bogatemu zabroni? ;) Mam całe życie męczyć się z problemami w sklepach z odzieżą, bielizną, kostiumami kąpielowymi, ba! z własną samooceną, bo ktoś uważa że chirurgia jest be? Nie ze mną te numery :D I odnośnie makijażu, doczepek czy czegokolwiek innego mam podobny komentarz, zgrabnie ujęty też tutaj:
OdpowiedzUsuńhttp://31.media.tumblr.com/tumblr_lsz5qp1mho1r3r0x4o1_r1_500.png
No jak mi zarzuca kiepski styl czy gust to owszem jest masakra, bo to podstawa mojej pracy;) natomiast masz rację, nie można się przejmować wszystkim co ludzie powiedzą, aczkolwiek jest to irytujące! jakby ludzie nie mieli innych problemów. Ostatnio miałam taką ochotę i zrobiłam sobie większy make up, coś jak ze zdjęcie które załączyłaś. I wszyscy cały dzień sadzili jakieś komentarze. Nawet osoby które widują okazjonalnie raz na pół roku w pracy. No ludzie! No to jak mam się nie czuć jak kosmita. A ja lubię jednego dnia założyć dres, a drugiego suknię balową. Nie zamykam się w sztucznych ramach. Może właśnie stąd to wynika, że nie wyglądam każdego dnia tak samo?
UsuńPrzybij piątkę cycem;) Ja teraz trochę na siebie nabrałam to temat wygląda lepiej, już coś się znajdzie, ale jak zrzucę to znowu będzie problem;)
Fakt faktem, jak się coś usłyszy raz na jakiś czas to jedno, a jak się słyszy przez cały dzień od różnych osób to samo (bo każda myśli, że jest wielce oryginalna i spostrzegawcza rzucając tekst w stylu "A Ty co się tak odstawiłaś?" :P) to potrafi w końcu zirytować :P
UsuńMam koleżankę, która chodzi na solarium, doczepia sobie rzęsy i włosy, nosi niesamowicie wysokie obcasy i maluje się bardzo mocno. Zupełnie się tym nie przejmuje. Osobiście uważam, że trochę przesadza z tym ulepszaniem siebie, bo jest śliczna i zdecydowanie lepiej wyglądałaby bez takich ilości tapety (rozumiem makijaż, ale nie aż taki), ale szanuję ją. To przecież jej życie i ma prawo robić co chce.
OdpowiedzUsuńUważam, że jeśli komuś przeszkadza, że ma np. krzywy nos, to powinien to poprawić jeżeli tylko ma taką możliwość i jeśli jest to w stanie go uszczęśliwić.
Ja uważam, że wszystko jest dla ludzi. Trzeba tylko umieć rozsądnie z tego korzystać,
OdpowiedzUsuń