Nadszedł czas podsumowania! Miska z popcornem i jedziemy!
Może zacznę od tego, że jest poprawa. Moje włosy już nie leżą na każdym centymetrze
kwadratowym podłogi, nie wyczesuje ich garściami i nie wyciągam kłębów z sitka.
Jest to dla mnie duża zmiana, bo od prawie roku leciały w takich ilościach, że
aktualnie prześwitów nie jestem w stanie
już ukryć. Teraz tylko staram się
wyglądać, ale liczę, że poprawa pozwoli mi odzyskać chociaż na tyle włosów, że
obędzie się bez misternego ich układania przed każdym wyjściem z domu.
Po wizycie u dermatologa (dosłownie kilka dni później)
odwiedziłam ginekologa. Ponieważ miałam aktualne wyniki hormonów poprosiłam go
żeby przygotował pakiet informacji „o mnie” dla endokrynologa. Ginekolog nadal jest zdania, że moje jajniki nie wyglądają na
policystyczne, natomiast stwierdził, że wynik hormonów temu przeczy. Po raz
pierwszy dostrzegł w moich wynikach problem.
Chociaż może źle mówię: problem widział, ale nie dostrzegał zasadności
tego, żeby coś z tym zrobić, natomiast teraz sam uznał, że tak nie powinno być. Dostałam więc receptę na tabsy. Jak już
miałam ją w ręce to naprawdę i mówię to szczerze liczyłam, że coś się zdarzy,
naglę przestanę łysieć a co za tym
idzie, nie będę musiała tego syfu łykać. Niestety w założonym czasie nic się
nie zmieniło i ostatecznie od miesiąca jestem „sztuczna”. Różowo nie było, bo oczywiście jak to zawsze
u mnie coś musi być nie tak, ale po rozmowie
z jednym farmaceutą wyszło na to, że moje skutki uboczne to efekt
normowania się hormonów. Z mężczyzny zmieniam się w kobietę. Super. Tylko czemu
to tak boli? Mój organizm chyba woli być włochatym drwalem. Zawsze czułam, że
powinnam była urodzić się facetem;)
Zanim jednak zaczęłam brać tabsy postanowiłam oczyścić mój
organizm z toksyn wszelakich (w tym również tabletek które dostałam od
dermatologa) i pójść na badanie krzywej cukrowej. Nie za bardzo jestem oblatana
w tym temacie, ale z tego co wiem ja i internety to moje wyniki wskazują na to,
że nie mam insulinooporności. Po tym badaniu
właściwie już nie wróciłam do tabletek od dermatologa, ponieważ one w połączniu
z hormonami wywoływały u mnie tak silne mdłości, że nie byłam w stanie normalnie
funkcjonować. Możliwe, że teraz kiedy już minęło trochę czasu wszystko byłoby
ok ale, że ja nienawidzę czuć się jak lekoman, to ograniczyłam się tylko do
wieczornego picia biotyny (chyba tylko to, że jest to proszek rozpuszczalny w
wodzie sprawia, że mogę go przełknąć).
Wnioskuję z tego, że
efekt mojej poprawy to skutek Loxonu, ponieważ to jego stosuję nieprzerwanie od
2 miesięcy. Przez pierwszy miesiąc wg wskazań lekarza stosowałam go co 2 dzień,
ale ponieważ nie widziałam, żeby jakoś mocno podrażniał mi skórę, zaczęłam
stosować 1x dziennie. Nakładam rano, zmywam wieczorem. Nie śpię z nim;) Robi
niefajną skorupę na głowie, ale jak wyschnie to nawet daje się ją
rozczesać. Nie wiem czy to był dobry
ruch, że przestawiłam się na codzienne stosowanie, ale chyba sprawił to fakt,
że nie widziałam najmniejszej poprawy a ja chciałam już, już.
Mam jeszcze jedno spostrzeżenie, które nie wiem do czego
dopasować: około 2-3 tygodnie temu zauważyłam, że mam dość sporo nowych włosów.
Widomo, że nie lwia grzywa, ale coś tam urosło. Obrazek którego dawno nie
widziałam. I nie wiem do czego go dopasować! Na Loxon za wcześnie, bo włosy za
długie. Tak myślę o witaminie D. Znowu
jak na nią to trochę za późno. Od tak, od czegoś są. I właśnie dlatego metoda
doktora Housa jest zła: stosując wszystko na raz, nie wiemy co nam pomaga.
-miałam mocniejsze wypadanie włosów w czasie tych dwóch
miesięcy. Właściwie można powiedzieć, że „książkowo, czyli przez około 2 tygodnie. U mnie
nastąpiło około 5 tygodnia, a ustało dosłownie z dnia na dzień, a ilość wypadających
włosów była mniejsza niż zanim zaczęłam stosować Loxon.
-od razu zaznaczam, że wypadanie włosów nie spadło do zera.
Nadal uważam, że leci ich ciut za dużo. Tak na oko, mieszczę się w
przysłowiowej „setce”.
- skutki uboczne: troszkę włoski nad wargą mi ściemniały, ale
póki co jeszcze nie są na tyle widoczne, żebym podejmowała jakieś kroki, żeby
coś z tym faktem zrobić.
Ponieważ dotarliśmy do napisów końcowych, to chcę się
pochwalić, bo jest to coś co w moim życiu jest czymś naprawdę WOW: zaczęłam
ćwiczyć i nieprzerwanie od momentu kiedy zdecydowałam się podnieść tyłek z
kanapy, a był to 2 miesiące temu, ćwiczę co 2 dzień. Oczywiście zdarza się, że
mam większe „dziury”, raz miałam ponad
tydzień przerwy, ale za każdym razem była to absolutnie siła wyższa a nie moje
lenistwo. Efekty są, bo mimo, że nadal pochłaniam potężne ilości jedzenia i nie
jest ono wzorcowe (chociaż się poprawiłam z niektórymi rzeczami, bym skłamała,
że nie), to z wagi mi spadło. I w ten sposób pięknie szczupła i z szopą na
głowię chcę powitać za 3 miesiące lato;)Mam nadzieję, że wytrwam i stanie się
tak jak piszęJ
Teraz jeszcze tylko wizyta u endo, ale niestety na nią muszę
poczekać aż 2 miesiące!
Gratulacje, także z powodu ćwiczeń, bo sama mam momenty mobilizacji i lenistwa, kiedy trudno jest mi podnieść się z kanapy ;)
OdpowiedzUsuńGratuluje poprawy. Oby była stała :)
OdpowiedzUsuńto dobrze że coś się poprawiło:D
OdpowiedzUsuńOjacie ojacie, cieszę się bardzo i trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńSuper wiadomości :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, że z jednej strony stosując kilka rzeczy na raz nie wiemy co naprawdę miało największy wpływ na sukces kuracji, a z drugiej strony rzetelne używanie każdej rzeczy z osobna przez określony czas robi z nas królików doświadczalnych niekoniecznie z pozytywnym efektem, a czas płynie i poziom frustracji rośnie. Osobiście przychylam się do kumulacji arsenału. :)
Fajnie, że ćwiczysz. Ja używam skakanki i hula hopu nieregularnie, ale postaram się poprawić. Powszechnie wiadomo, że ruch poprawia krążenie, więc cebulki się dotleniają i produkują nowe włosy. :]
Rozważam powrót do pozostałych rzeczy jak cynk czy żelazo, nawet ta wit. D byłaby wskazana, ale wiem, że one nie rozwiążą problemu. Za wiele lat mi wypadają włosy, a przecież przez ten czas brałam już i żelazo i cynk. Dlatego mam trochę opór. O wątrobę też trzeba dbać:)
UsuńNa pewno by trochę pomogły, bo zawsze jest to jakieś wsparcie dla włosów. Natomiast nie wiem czy to trochę to nie za mało a kontekście strat innych.
UsuńCześć , a czy uważasz że żelazo przyjmowane przez Ciebie mogło mieć wpływ na zahamowanie wypadania włosów ?I czy nadal je stosujesz czy odstawiłaś?I czy będziesz powtarzać badanie na poziom ferrytyny?
OdpowiedzUsuńNie sądzę, że żelazo miało wpływ. Brałam krótko, niecały miesiąc, ponieważ przed badaniem krzywej insulinowej trzeba je odstawić. Po badaniu brałam może przez tydzień, bo zaczęłam brać hormony i ze względu na mdłości odstawiłam wszystko inne i już nie wróciłam. Nie wiem jak wygląda badanie ferrytyny podczas brania hormonów, bo np. poziom żelaza jest często wyższy. Nie wiem czy jest to zafałszowany wynik czy faktycznie tak jest. U mnie tak było poprzednim razem. Rozważam powrót do żelaza, ale na razie muszę się poobserwować z hormonami, żeby wiedzieć jakie dokładnie skutki uboczne u mnie wywołują i żeby ich nie przypisać, chociażby żelazu.
UsuńHej! super, że widzisz poprawę. A możesz napisać jakie tabletki przepisał Ci ginekolog?? Trzymam kciuki żeby było dobrze. Sama póki co walczę z sobą żeby zacząć ćwiczyć ale lenistwo wygrywa na każdym kroku :)))
OdpowiedzUsuńTroche nie zagladalam tutaj, dzisiaj postanowilam zajrzec...i widze optymistycznego posta :)
OdpowiedzUsuńZ jednej strony bycie na tabletkach nie jest na plus za bardzo ale z drugiej jesli ma to zatrzymac wypadanie i pomoc...to mysle, ze nawet dla "zdrowia psychicznego" warto na nich troche pobyc.
Mnie tylko zawsze przerazala mysl...co dalej...bo nie chcialam ich lykac latami przy moich obciazeniach zdrowotnych.
Co do cwiczen - masz u mnie duzy pluuus :) Bardzo duzy :) Tak trzymaj dalej :)
Z innych zupelnie opcji, nie zwiazanych z wlosami - czy przy ktorejkolwiek wizycie u dermatologa pokazywalas mu profilaktycznie pieprzyki i znamiona ? Jesli nie to prosze zrob to kiedys ...w koncu takze od tego jest dermatolog :)
Pisze to bo ja wreszcie po 30 latach sama pokazalam przy okazji wizyty...i wyszlo nie fajnie, choc w sumie "szczescie w nieszczesciu", ze pokazalam teraz, nie za pare lat :)
Tak wiec prosba ode mnie ogolna. Dziewczyny, jak chodzicie do dermatologow to zadbajcie tez o kontrole pieprzykow raz na rok czy dwa, nawet jesli nie rosna, nie zmieniaja sie itp.
To sie moze okazac sporo wazniejsze niz wlosy :)
Hej Quleczko. Tak badałam znamiona, ale faktycznie 2 lata już chyba minęły od ostatniego badania. Wtedy wycięłam jedno znamię, nic z nim na szczęście nie było, ale lepiej chuchać na zimne. Dobrze, że o tym wypomniałaś, bo teraz przy kolejnej wizycie przypilnuję tego, żeby zbadano mnie raz jeszcze.
UsuńMam nadzieję, że nic bardzo poważnego się nie stało w związku z Twoim badaniem i wszystko jest ok?
Pilnuj, pilnuj :)
UsuńU mnie znaleziono czerniaka w pieprzyku majacym 3mm...na szczescie w tzw zerowym stadium, takim przedinwazyjnym. Stad moja przestroga - gdybym poszla za pare lat mogloby byc roznie, a tak blisko 100% szans, ze na wycieciu koniec :)
Tak wiec co te 1-2 lata warto profilaktycznie pokazywac znamiona przy okazji wizyt...by lekarz obejrzal je dermatoskopem.
Swoja droga lekarka obejrzala mi ostatnio dermatoskopem nawet glowe... a to w sumie niemal to samo co trichoskopia... no i zasugerowala lekkie lysienie androgenowe sama z siebie.
Tak wiec kontrole znamion i z wlosami maja zwiazek ;)
Witaj :) Cieszę się, że napisałaś coś nowego i jeszcze bardziej cieszę się, że zauważyłaś poprawę na głowie :)
OdpowiedzUsuńNapiszesz jakie wyniki nie były prawidłowe?
Pozdrawiam :*
Androstendion oraz LH/FSH. One po braniu hormonów na jakiś czas się normują, ale po jakimś czasie wszystko wraca do początku. Nie wiem więc, czy będę musiała brać hormony co jakiś czas? Mam nadzieję, że wizyta u endokrynologa więcej mi powie, ale to dopiero w maju. Na 100% nie mam pewności, że to jest przyczyna. Na razie poprawy większej nie ma, niż ta o której pisałam, nawet gorzej, bo są dni w miarę ok, ale czasami leci mi tak jak zawsze. Zobaczę jak będzie za jakieś 2-3 miesiące, pewnie wtedy będę widziała więcej.
UsuńTo super, że nastąpiła poprawa :) Trzymam kciuki za porost grzywy i ograniczenie wypadania do minimum :)
OdpowiedzUsuńCześć :) Mam takie pytanie, ponieważ jesteś już jak widzę doświadczona w boju z wypadającymi włosami: czy stosowanie wcierek na receptę może spowodować, że włosy później nie będą reagowały na łagodniejsze środki (powiedzmy te dostępne w drogeriach czy domowe sposoby)? Mój dermatolog od razu z grubej rury zapisał mi Alpicort E, ale jak poczytałam co tam w środku siedzi (steryd i hormon estriadol)to się za głowę złapałam...Nie wiem czy zrobić tak jak kazał dermatolog czy próbować jeszcze innych wcierek, tych bez recepty. Nie chciałabym przyzwyczaić włosów to jakiś mocnych wspomagaczy (jeśli w ogóle włosy mogą się do tego przyzwyczaić, bo nie wiem)... Jakie jest Twoje zdanie?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i przepraszam za tak chaotyczny post :)
Kiedyś słyszałam, że tak może być. Ja miałam tak, że kiedy stosowałam coś co mi pomagało i chciałam do tego wrócić po jakimś czasie to już nie działało.
UsuńWitaj :) trafiłam na twojego bloga całkowicie przypadkiem,ponieważ szukam info na temat wypadających włosów,mam z nimi ogromny problem,wypada ich baaardzo dożo od prawie roku,byłam u trzech dermatologów i nic,hormony wyszły dobrze,mogłabyś mi jakoś pomoc? masz już doświadczenie i sama wiesz co to znaczy i jak to utrudnia życie ;/, może coś poradzić,co robić,gdzie się zgłosić? Bardzo proszę o pomoc ! :((
OdpowiedzUsuń