Pewnie wiele osób jeśli mogłoby cofnąć czas i zmienić niektóre rzeczy, zrobiłoby to bez wahania. Jest taki stary film: "Powrót do przeszłości". Jako dzieciak strasznie go lubiłam. Jednym z motywów w filmie jest momenty kiedy główny bohater cofając się do przeszłości coś w niej zmienia, a co rzutuje na jego przyszłość. Czasami te zmiany są dobre, a czasami złe i znowu musi wrócić i coś odkręcić.
Nieraz zastanawiałam się, czy jakbym mogła cofnąć czas 5 lat wstecz kiedy dopadło mnie ŁZS, to czy zmieniłabym rzeczy które mogły mieć wpływ na pojawienie się choroby? Oczywiście nie jest tak, że dokładnie wiem DLACZEGO, bo tego pewnie nigdy się nie dowiem, zresztą to już tyle lat, że w pamięci mi się zatarło. Pamiętam tylko tyle, że w czerwcu szukałam już dermatologa. Co było przed? Przygotowania do dyplomu: duuuuużo pracy, duuuużo siedzenia przed komputerem, po nocach, mało snu, kiepskie jedzenie i stres. To jest taki zestaw idealny, żeby piorun w nas strzelił. Aczkolwiek nie pierwsza taka akcja w moim życiu, a wcześniejsze żadnych przykrych niespodzianek nie powodowały. Jednak równie dobrze mogło być tak jak u Kathy, że mogłam zmienić szampon na inny, ale już tego nawet nie pamiętam, albo to owoc wizyty u fryzjera? Ale do czego zmierzam...
...mam bardzo dużo zastrzeżeń, co do toku nauczania u mnie na uczelni, utartych od dawna schematów których nie można było zmieniać, konserwatywnego myślenia, opinii raz wyrobionej na której się leciało już do końca, czy oceniania innych poprzez zasobność portfela. Właściwie całe studia przeszłam, bez większych wzlotów, za to z upadkami. Na końcu chciałam wszystkim pokazać, że to nie jest tak, że ja nie potrafię czy mi się nie chce...
...zrobiłam więc taki dyplom, że wszyscy obecni ściągali majtki przez głowę. Zanim jeszcze zaczęła się obrona i cokolwiek z siebie wydusiłam cała komisja podeszła do mnie i mi pogratulowała. Wtedy uważałam, że mój dyplom to przepustka do dalszej kariery, niestety rzeczywistość brutalnie to zweryfikowała. Jedynie wiedzę i umiejętności które zdobyłam podczas pracy nad projektem przydały mi się później w szukaniu pracy. Były moim dużym atutem.
...czy było więc warto? Zrobiłam coś, z czego do dziś jestem dumna, dużo się nauczyłam... i tak wiele straciłam. Mogłam wszystko robić spokojniej i stracić rok. U mnie robienie dyplomu rok po zakończeniu studiów to wielka hańba (jakkolwiek to brzmi). To przyznanie się do tego, że się nie sprostało. A ja tego nie chciałam. Sama nie umiem sobie odpowiedzieć na to pytanie, ale bardzo często je sobie zadaje: czy było warto?
Dyplomu wam nie pokażę, bo nie chcę żebyście się we własne majtasy zaplątali :P ...i pozdrawiam wszystkich dziobaków którzy właśnie ślęczą nad magisterką. Zwłaszcza Ciebie Kathy ;)
Ostatnio często się zastanawiam, co bym zrobiła, gdybym wcześniej wiedziała tyle na temat ŁZS... Zrezygnowałabym z chodzenia do fryzjera? Zmieniła ten paskudny H&S, który przecież "pomagał"? A może wystarczyłoby szybciej się przełamać i dużo wcześniej zaprowadzić mój kask do dermatologa, którego przecież już wtedy ktoś mi proponował? Ale nie - byłam zakompleksiona, wstydziłam się iść i prosić o pomoc. Grunt, że teraz jest dobrze i że jestem w stanie sama sobie pomóc :)
OdpowiedzUsuńNo i chłopię moje jest dla mnie wielką podporą w chwilach kryzysu :)
No to ja tutaj akurat nie miałam oporów, żeby szukać pomocy, ale za to miałam problem, żeby znaleść kogoś kompetentnego ;) Jak już wspomniałam, wielką stratą dla ludzkości jest to, że nie poszłaś na medycynę:)
UsuńDobrze jest mieć kogoś kto wspiera. Mnie wspierali rodzice, ale później to już twierdzili, że wymyślam (???).
Niestety, biotechnologia podbiła me serce :)
UsuńMoże nawet przydam się łojotokowcom bardziej jako biotechnolog niż jako dermatolog - mam ambitne plany :)
Na medycynie nie wytrzymałabym psychicznie :x
A co to były za studia? Chyba że top secret;)
OdpowiedzUsuńNa zdjęciu Ty na uczelni?
(.)
Top secret;)
UsuńTak, foto przed obroną, siedziałam i wkuwałam co mam mówić, a jak przyszło co do czego to miałam pustkę w głowie;)
Też ostatnio tak myślałam o przeszłości.. Czy moe mój łojotok nie pojawił się przez to, że ścięłam włosy i nadużywałam żeli, nie myłam systematycznie głowy, bo taką głupią nastolatą byłam? Może gdybym bardziej się starała z lekarzami, to szybciej by coś wykryto?
OdpowiedzUsuńAle w sumie nie żałuję. Dbanie o włosy to swego rodzaju hobby i mam nadzieję, że wyrosną mi jeszcze śliczne włosy. Albo chociaż, że tak zadbam o nie, że do końca moich dni będzie ich tyle, ile aktualnie jest :P.
Tak się zastanawiam... Nie myślałaś wtedy, po obronie, o karierze na uczelni?
Absolutnie nie. Dla mnie zostanie na uczelni równe było z uwstecznieniem się. Kadra profesorka stała w miejscu, młodzi nie mieli dobrego gruntu. Ja nie chciałam się w to bawić, zresztą też nikt mi nie proponował posady na uczelni.
UsuńCo do włosowego hobby... moje włosy to moja obsesja, ale nie hobby. Chciałabym móc o nie dbać, żeby były piękne, zdrowe i błyszczące. A ja muszę toczyć bój, żeby się trzymały głowy. Pięć włosów na głowie choćby nie wiem jak zadbanych nigdy nie będzie wyglądało ładnie. Przykre, ale prawdziwe :(
czy Ty czasami nie jesteś po wrocławskiej ASP? Jeśli tak, to dobrze wiem co to znaczy siedzieć 24h/7 przed komputerem z masą stresu. Pozdrawiam, życzę powodzenia no i więcej optymizmu, jeszcze teraz gdy słońce wyszło i nie siedzimy jak w krecich norach :)
OdpowiedzUsuńJak wspomniałam, moje życie poza blogiem to top secret;) Eeee, ja mam całkiem pokaźne pokłady optymizmu:D I też jak dziecko cieszyłam się na dzisiejszą pogodę:)
Usuńhaha pokaż projekta:D:D ocenie go po filologicznemu;p ja już udziubałam mgr :D
OdpowiedzUsuń