poniedziałek, 25 marca 2013

Tyle słońca w całym mieście...

...kartka z pamiętnika ;) (czyli post o niczym)

Niedziela, piękna i słoneczna, a ja migrena cały dzień. Niestety miewam migreny weekendowe. Ale co tam, taka ładna pogoda, wyszłam na balkon. Jak cudownie było. Niestety jak opuściłam mieszkanie okazało się, że wcale aż tak ciepło nie jest. Poczułam się oszukana! Jeszcze rękawiczek zapomniałam, klapa na całego.
Sprawdzając pogodę na poniedziałek doznałam szoku! W nocy odczuwalna -15, w dzień -10. Nie wiem czy to żarty czy na poważnie, ale postanowiłam się przygotować. Najgrubsza czapa jaką miałam, a i tak w drodze na tramwaj prawie mi uszy odpadły. Uroki wiosny zabijają! 

W pracy całkiem wesoło, odkryłam na głowie siwka! To już drugi w przeciągu tygodnia. Jeden ulokował się centralnie z przodu a drugi z tyłu. Oba są maluchami, ale już widocznymi. Młodsza koleżanka podsumowała: wyrwij! Na co ja: Nie ma takiej opcji, udało się chłopakowi wydostać na wolność, przebić przez mój czerep, a ja go uśmiercać będę? To się nie godzi! Każdy włosy ma prawo żyć, nie ważne jakiego jest koloru, faktury czy struktury! Równouprawnienie dla włosów! Za to całkiem zabawnie było, jak wyciągnęłam worek z lekami. Wybałuszaniu oczu nie było końca! Co ty za lekoman jesteś? A tak szczerze, to po raz pierwszy wsadziłam je do jednego wora i jak na nie spojrzałam to aż mnie wątroba rozbolała. W ogóle mojej wątrobie przez weekend zaserwowałam kapitalną dietę. Fragment 18+;) Dostałam na Dzień Kobiet wino! Czerwone wytrawne. Wina pić nie mogę, ale tak stało i patrzyło na mnie...myślę sobie, a co tam! Odkorkowanie go zajęło mi bite pół godziny...z otwieraczem, żeby nie było. Delektowałam się nim, przez sobotę i niedzielę:) Pyszne było i nawet nie zaszkodziło. Natomiast dramat był dzisiaj rano kiedy weszłam na wagę: 0,5kg więcej! Co to ma być! Się zdenerwowałam, bo to stan rzeczy bardzo nie pożądany. W takich chwilach, robię wszystko na przekór...i na obiad upolowałam martwą świnię w serze żółtym (sera też jeść nie mogę). Debilizm do kwadratu, jutro jadę na sałacie;)

Po pracy, żeby złapać ostatnie promienie słońca (godzina 18:30, haloooo?!!!), poszłam na spacer a przy okazji złowić rybę. Dzisiaj bardzo jedzeniowo;) Ryb nie jadam, bo ryby są niejadalne, i nie rozumiem, że można uważać inaczej. Na dodatek strasznie śmierdzą. Blee. Ale, że planuję zmienić dogłębnie dietę, czekam tylko na po-Wielkanocy, bo jak oznajmię mojej rodzinie, że nie jem tego co na stole, to mnie jajkami obrzucą. Elementem diety są ryby, więc muszę zacząć się z nimi oswajać. Ryb nie złowiłam, za to zawędrowałam do sklepu z ciuchami. To dużo przyjemniejsze:) Sklep zabawny, przedział wiekowy miał być 15-25, a był 5-10-15, a mimo to upatrzyłam fajne legginsy (jestem maniakiem legginsowym). W przymierzalni słyszę, że sąsiadki omawiają swoją garderobę. Wychodzę, a tam dziewczę koloru włosów jak wielkanocny kurczak, grube, gęste, pięknie lokowane, twarz ozdobiona w jaskrawą szminkę, a ona sama uzbrojona w lunetę. No tak, blogerka;) Nie mam pojęcia co miała na sobie, ale jej włosy mnie oczarowały, nawet ten kurczakowy kolor jej pasował.

Zainspirowana, postanowiłam, że zaserwuję coś dzisiaj moim włosom, ot tak, po włosomaniacku. Zawędrowałam do helfy, stanęłam przed półkami...i rozłożyłam ręce. Tak to jest jak człowiek robi coś pod wpływem emocji i przychodzi nie przygotowany. Przybył jednak ratunek i dostałam maskę na pogrubienie włosów. Chciałam docelowo coś, po czym moje włosy nie będą wyglądały jak siano, ale Pani która ze mną rozmawiała uznała, że i tak zabije to wszystko swoją grubą czapą. No i miała racja. Swoją drogą, pytanie do was. Czy czapki wełniane mniej elektryzują włosy niż te z akrylu. Ja akurat na wełnę jestem uczulona, a akryl wszystko tak elektryzuje, że czego się nie dotknę to strzelam. Nic dziwnego, że mi włosy cały czas stoją dęba!

Siedzę sobie teraz, popijam wieczorną kawę, na głowie glut z siemienia, zakupioną maskę już spłukałam. Śmierdziała strasznie i mimo, że nie nakładałam jej na skórę, to jakiś protest czuję. Oj niedobrze. A przede mną talerz z rukolą i pomidorem zakrapiane olejem z dyni. Yami:)
nie pytajcie co Pyralgina robi w moim worku, babcia się sypie ostatnimi czasy ;)

37 komentarzy:

  1. Kurczę, a ja nie używam płynu do płukania:( Ja nawet swoje szmaty piorę w płynie dla niemowlaków.

    OdpowiedzUsuń
  2. To mówisz, że kopiesz prądem;)
    U mnie włosy kiedyś daaawno teeemu też się elektryzowały. Ale teraz, jak jest tyle siwych to mam stoicki spokój. Są odporne na czapki, ściąganie swetrów przez głowę itp.
    Od paru dni też jadę na paracetamolach i gripexach:( Mikroby atakują me gardełko i zatoki. Nie łaź aniołku po lumpeksach, tylko do łóżeczka i wygrzewać się;)

    (.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kopię, strzelam, masakra jakaś. Na elektryka bym się nadawała;) Żaden kabel nie miałby ze mną szans;)
      Ja ten paracetamol noszę na moje plecy...coś trachło w pewnym momencie i niestety trzeba było się wspomóż z zewnątrz, aczkolwiek Paracetamol to raczej awaryjnie, moja wątroba za nim nie przepada, ale jest silny.
      Ej, kobiet nie rozumiesz;) Nowa szmata poprawia humor, a od kiedy mnie łysa glaca nie zabija w lustrze w przymierzalni, to sama przyjemność:)

      Usuń
    2. A tak w ogóle przyganiał kocioł garnkowi! Siedzisz z tymi mikrobami w łóżku czy chodzicie razem do pracy?

      Usuń
    3. Jeśli to "tylko" migrena to oczywiście ciuchy dla kobitek są najlepszym lekarstwem. No i coś jeszcze, pisało gdzieś w gazecie;)
      Co do mikrobów to katar leczony i nieleczony trwa podobno tyle samo. Ja dodatkowo mam taki charakter, że do roboty choćby na czworakach:)

      (.)

      Usuń
    4. Jaki pracoholik! Pracodawca Cię pewno kocha za to, że mu wirusy po pracy rozsiewasz;)
      Dobra, sprzedaj ten patent z gazety na migrenę;P

      Usuń
    5. Mikroby lubią cieplarniane warunki, u mnie w pracy jest hardkorowo i od razu giną;)
      Nie wiem czy mam jeszcze tą gazetę, nie pamiętam dokładnie co pisali;)

      (.)

      Usuń
    6. Cieplarniane warunki powiadasz...nie szukacie kogoś na etat? W poprzedniej pracowni w zimie rano mieliśmy 10stopni, w budynku oczywiście. W tej jest lepiej, ale i tak zawsze siedzę zawinięta w koc. W poprzednim wcieleniu to byłam chyba kotem i grzałam się na katafalku;)

      Usuń
    7. Ale u mnie też nie ma cieplarnianych warunków, chyba że latem;)
      W dodatku etatów ostatnio ubywa.
      U Ciebie nie potrafią lepiej ogrzać pomieszczenia czy oszczędzają?

      (.)

      Usuń
    8. W poprzedniej pracowni kotłownia odcinana była wieczorem (stare budownictwo),a tutaj jest tak, że grzanie c.o., ale budynek to blaszak, okno nieszczelne, więc wieje. Natomiast ja jestem zmarzluch:) Spoko, przyjdzie lato będę narzekać, że jest za gorąco. Ja tak w skrajności zawsze wpadam:)

      Usuń
    9. Top secret w blaszaku? Ładnie się maskujecie, do tego puder;)

      (.)

      Usuń
  3. ja se kupiłam słynną Sesę na helfy. Zadowolona, że dogodzę włosom, nałożyłam ją na łepetynę i oniemiałam... ze smrodu! tak mi woniało starą babą z Indii że bleeee. I olejek do dupy się kurzy. 50 zł poszłooooo na marne ...:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale co, tylko śmierdział, czy też Ci nie służył? Chciałam go w drugiej kolejności nabyć!

      Usuń
    2. Śmierdział to pojęcie względne, musisz powąchać swym yorkowskim noskiem i ocenić:)

      (.)

      Usuń
    3. Tak by było najlepiej. Kathy! To kiedy mnie na wąchanie zapraszasz do siebie? ;)

      Usuń
    4. obawiam się że teraz to się ukisiło w szafce hahah xd jak jesteś hardcor to chodź:D:D ugoszczę się bigosikiem bo babcia nagotowała i nie mogę już na to patrzeć:P:P

      Usuń
    5. Przez chwilę jeszcze się zastanawiałam, bo jak ukiszone to średnio do wąchania, ale ten bigos! Uwielbiam bigos:D

      Usuń
  4. Lacze sie w bolu, wraz z watroba - tez mialam migrene cala niedziele :/

    A propos czapek: welna moze sie mniej elektryzuje, ale za to odgryza glowe. Wiec tak zle i tak niedobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Papużko, to Ty też biedak migrenowy jesteś?
      No właśnie ktoś mi kiedyś powiedział, że z wełną jest lepiej, ale dokładnie to co piszesz, można głowę sobie urwać. Ja nie daję rady, mam skórę obżartą jak tylko dotknę wełny i się duszę:/ Akryl odkryłam jakiś czas temu, bo tak to miałam dramat ze swetrami w zimie! Bardzo długo nakładałam na siebie wszystko co się dało, taka fest cebula, ale na dłuższą metę to średnio tak.

      Usuń
  5. Farmona kokosowy mus do ciała używałam po goleniu kremem i maszynką, ale moja skóra jest jakaś gruba i nie poczułam żadnego uczucie dyskomfortu.

    OdpowiedzUsuń
  6. co do włosów próbowałaś może VICHY DERCOS NEOGENIC?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie próbowałam nigdy. Mało tego, nawet nie zarejestrowałam, że coś takiego mamy na rynku;) Wypadłam z tematu nowości:) Miałaś?

      Usuń
    2. Nie czytasz uważnie tam gdzie codziennie zaglądasz;)
      Fakt, tylko raz napomknięto...

      (.)

      Usuń
    3. Czasami przeskakuję informację które uznaję w jakimś stopniu za zbędne, ale w dużej mierze niestety to kiepska pamięć. Jest całkiem realne, że mogę ten preparat mieć zapisany gdzieś w swoim kajecie z notatkami, ale tego nie pamiętam. Za to widzę, że Ty masz pamięć rewelacyjną:)

      Usuń
    4. Jak na swój wiek, to jeszcze czasami coś pamiętam;)
      Zwłaszcza jak sam o tym piszę.
      Nazwa preparatu jest ciekawa.

      (.)

      Usuń
    5. No tak, nasz nadworny szperacz:P Czyli to pewnie Ty wprowadziłeś go na salony;) Pewnie na ten wpis się kiedyś natknę, bo od kilku dni po trochu analizuję to co było pisane od jakiegoś czasu. Jak się tak codziennie czyta z doskoku to dużo rzeczy ulatuje, mimo, że gdzieś tam na bieżąco co ważniejsze informacje notuje:) Teraz mnie świerzbi, żeby zapytać Cię w jakim jesteś wieku:P Ale zignoruj to;)

      Usuń
    6. Mam od Ciebie dużo więcej siwych włosów, to sobie teraz wyobraź;)

      (.)

      Usuń
    7. Ja znam dziewczynę która będąc młodszą ode mnie miała już pół głowy siwych włosów, a mój tata w wieku 40 lat nie miał ani jednego:) Tak samo, mam dwóch qmpli, obaj są koło 40ki, jeden kruczo-czarny, drugi siwy:) Wiek nie zawsze jest równoznaczny:)

      Usuń
  7. Twój worek to nic, ja mam całą szafkę z lekami! 0,5 kg? To mogą być wahania dobowe albo cyklowe. Hormony, wiadomo. Podobno wynikające z nich różnice wagi mogą być wyższe niż 1 kg! Z dobowych też.
    Miałam dzisiaj migrenę (nazywam ją globusem, słyszałaś o globusie?). Od nadmiaru Linkin Park wieczorem :D
    Ryb nie lubisz? Próbowałaś soli? Łososia w niebieskiej rynience z biedronki? Najlepszy jest naturalny(bo mają jeszcze ziołowego i z pieprzem). Jeszcze parę takich dobrych jadłam, jak sobie przypomnę, to Ci napiszę :D Wędzona brama była pycha. Chcesz przepis na makaron z łososiem i białym winem? Brzmi i smakuje cudownie, a może 20 minut roboty razem z gotowaniem makaronu.
    Ale mam na jutro plany maskowowłosowe! Aż będę dzisiaj krócej słuchała muzyki i wstanę wcześniej. Namaskuję jeszcze buziaka i dłonie, a co!
    PS: Ta maska Timotei Organics chyba służy mojej skórze.
    PS2: Cóż za offtop! Aż musiałam machnąć megakomentarz. Sorry za spam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wody zwykłej kranowej do odelektryzowania próbowałaś?

      Usuń
    2. hehheh, wiesz, że ja lubię offtopy:) Kurcze, a ja od Linkin nie mam globusa;) Toż to music na ukojenie nerwów:)
      Ryby są wstrętne. Akurat ja umiem je zrobić tak, żeby były nawet zjadliwe, ale...one też śmierdzą! I ten moment zanim wylądują na moim talerzu jest dla mnie potworną męczarnią. Dzisiaj była ryba, i powiem tak: umyłam talerz po rybie, a później kubek. Do kubka zrobiłam kawę. I wiesz co? Czułam rybę. Ryby wyczuję wszędzie!
      Przepis na makaron z rybą poproszę, chociaż makaronów unikam, ale od wielkich dzwonów:) Białe wino mówisz?
      Eeeee to widzę, że prawdziwe SPA sobie serwujesz. Fajnie mieć wolne, co? ;P

      Usuń
    3. Zależy jakie! Niektóre nie śmierdzą wcale, nawet nie czuć ich rybą. Krewetki jadłaś? Taki trochę inny, lepszy kurczak. Ale w historię z kubkiem uwierzę :D
      Dopytam o ten przepis, wiem, że trzeba zacząć od ugotowania makaronu takiego kolorowego (ja tam wolę razowy), a potem się podsmaża na patelni tego łosia z biedronki, jakieś coś (chyba) i zalewa się winem, alkohol odparowuje no i się nakłada na talerz. Makaron a potem resztę. I się je.
      Wolne. Ja tu się ciężko nastawiam psychicznie na naukę chemii! Matura za miesiąc! Zaraz chyba wpadnie koleżanka z jantarem dla mnie :D

      Usuń
    4. Krewetki mnie ideowo nie przekonują ;) Ok widzę, że przepis z którym sobie powinnam poradzić;) Hoho! Toż to wielka chwila się zbliża;) Będę trzymać kciuki:*

      Usuń
    5. http://kuchnia.it/dania_glowne/przepis_na_paste_z_lososiem.aspx

      Coś takiego. Tylko, że masło rozgrzewa się na patelni, dolewa śmietanki, gotuje, dolewa wina, i odparowuje do 1/3 objętości. Tylko, że dalej nie pamiętam, ile tego wina. Chyba w proporcjach 1:2 - wino:śmietanki. I gdzieś pomiędzy "gotuje" a "odparowuje" trzeba by wrzucić łososia. Nosz kurczę - nie pamiętam. Zapytam jeszcze raz i napiszę Ci dokładnie :D

      Upiekłam rybę! Nie jest surowa i smakuje całkiem nieźle!

      Usuń
  8. Nie miałam ale możliwe że ktoś jest w trakcje używania tego czegoś ;) stymuluje ponoć wzrost nowych włosów - kuracja trwa 3 miesiące ale jest cholernie droga (opakowanie 28 amp kosztuje ok 300 zł - w zależności od tego gdzie to kupisz na allegro jest generalnie taniej) 1 ampułka = 1 dzień; w sumie weszło to na rynek parę miesięcy temu więc może ktoś coś już wie :D kupić pewnie nie kupie ale jestem ciekawa

    OdpowiedzUsuń
  9. winko niestety doprowadza wage do wariacji skad ja to znam haha

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz:) To dla mnie bardzo ważne, że dzielicie się ze mną swoimi opiniami.
Anonimki bardzo proszę, podpisujcie się, bo później was mylę:)